Oh, I hope someday I'll make it out of here
Even if it takes all night or a hundred years
Need a place to hide but I can't find one near
Wanna feel alive, outside I can't fight my fear.
Billie Eilish - Lovely
Even if it takes all night or a hundred years
Need a place to hide but I can't find one near
Wanna feel alive, outside I can't fight my fear.
Billie Eilish - Lovely
Przygryzła wargę nerwowo, leżąc spokojnie i wpatrując się w sufit. Przez całą noc nie zmrużyła nawet oka. Przypominała sobie swoje słowa, wypowiedziane dzień wcześniej w gniewie. Mówiła o Woli Ognia, dziedzictwie jej wioski, przekazywanym przez shinobi z pokolenia na pokolenie. Była to piękna idea, która została jej przekazana przez Trzeciego. Dzięki niemu miała siłę do walki na przekór wszystkiemu, co uczyniono z jej ciałem i psychiką.
Nie wiedziała, skąd wzięły się w niej te słowa. Nie rozumiała, dlaczego je wypowiedziała. Było tak, jakby jakaś siła znajdująca się gdzieś na dnie jej osobowości, ukryta przez dominujący charakter dziewczyny, próbowała wydostać się na zewnątrz. Kiedy już to zrobiła, zaatakowała słowami jej prześladowców. Sakura widziała ich zaskoczone twarze, kiedy oświadczyła im twardo, że nigdy jej nie złamią. Ona sama nie była tego taka pewna. Wciąż doświadczała ciepłego promieniowania w sercu, które czuła wczoraj, jakby tajemnicza siła powróciła na swoje miejsce, znów gotowa przeciwstawić się światu. Podnosiło ją to na duchu, nie czuła już jednak tego wzniosłego odczucia, które towarzyszyło jej przy wypowiadaniu tamtych słów. Już jej się nie wydawało, że mogłaby przenosić góry samym spojrzeniem.
Cicho westchnęła, słysząc skrzypienie drzwi i ciche, zbliżające się kroki. Te odgłosy towarzyszyły jej każdego dnia. Codziennie rano budziła się, czekając aż je usłyszy. Pierwszego dnia, kiedy spała w celi, nie obudziła się w momencie, w którym podszedł do niej strażnik, czego natychmiast pożałowała. Wybudził ją ze snu silnym kopniakiem, więc od tamtego czasu starała się wstawać sama.
Uniosła brwi, nie mogąc rozpoznać kroków idącego mężczyzny. Zawsze urządzała sobie zabawę i zgadywała, który ze strażników tego dnia zabierze ją na salę tortur. Poznała już sposób poruszania się każdego z nich i była w stanie odgadnąć, kto się do niej zbliża. Tego mężczyzny jednak nie potrafiła rozpoznać. Spróbowała obrócić głowę, jednak opuchnięta szyja głośno zaprotestowała. Sakura poczuła silny ból promieniujący do karku, który sprawił, że głośno stęknęła i zassała powietrze.
Kroki zatrzymały się tuż obok niej. Przeniosła spojrzenie z sufitu na przybysza, rozpoznając w nim swojego medyka. Obróciła oczami, co miało w jej mniemaniu oznaczać powitanie, po czym z powrotem powróciła do wpatrywania się w obiekt, który zdążyła już poznać na pamięć. Nie miała innego wyboru, gdyż nie była w stanie odwrócić głowy bez wywoływania bólu.
Klęknął przy niej i rozpoczął leczenie. Zdziwiła się, gdyż według jej obliczeń za chwilę miał przyjść strażnik. Poza tym starszy człowiek przychodził jedynie wieczorem, kiedy skończył się dzień tortur. Był u niej wczoraj, więc powinien przyjść dopiero za kilkanaście godzin. Znowu przeniosła na niego spojrzenie, starając się nie ruszać głową. Patrzył na nią z poczuciem winy.
- Wczoraj nie zaaplikowałem ci trucizny - mruknął cicho, unosząc pokrytą zieloną chakrą rękę nad jej klatką piersiową.
Sakura spróbowała sobie przypomnieć, czy rzeczywiście tak było. Bolało ją całe ciało, więc nie było możliwości, by wyczuła delikatne wkłucie igły. Nie pamiętała, czy użył wczoraj strzykawki. Nie chciała też próbować się poruszać, bo wywołałoby to większe cierpienie. Spróbowała więc sięgnąć ku swojej chakrze.
Wzdrygnęła się i zakrztusiła, kiedy ją wyczuła. Wzruszenie odebrało jej dech. Nigdy nie sądziła, że zareaguje tak na możliwość wyczucia swojej wewnętrznej energii, jednak bez niej czuła się wybrakowana i niepełna. Nie była w stanie wyobrazić sobie życia jako cywil. Z radością godną dziecka zaczęła ją kumulować w różnych częściach ciała.
- Przestań, dziewczyno. Zacznij się leczyć. Jesteś w tym dużo lepsza niż ja, ale trochę ci pomogę. Zajmij się leczeniem kości. Musisz być zdolna do chodzenia - szepnął cicho.
Zmarszczyła brwi, zdziwiona. Nie rozumiała, po co to wszystko. Przecież wkrótce i tak znowu ją połamią. Medyk zobaczył w jej oczach zaskoczenie, więc pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Tsutomu zrezygnował z dzisiejszych tortur. Zastanawia się, co z tobą zrobić. To szansa dla ciebie i twoich przyjaciół. Powiadomiłem ich, gdzie jesteś i wkrótce tu będą. Teraz musimy cię wyleczyć, byś była w stanie się poruszać.
Bez kolejnych pytań kiwnęła głową i skupiła się na swoim organizmie. Zamknęła oczy i zaczęła analizować wszystkie obrażenia. Nie chciała się chwalić, ale była mistrzynią w leczeniu własnego ciała. Nawet Tsunade nie posiadła takich umiejętności, pomijając oczywiście Byakugō no In i wynikające z niej techniki. Nie wszyscy ludzie byli w stanie zignorować ból, co mogłoby im pozwolić na skupienie się. A Sakura zawsze podchodziła do swojego ciała chłodno, jak do kolejnego obiektu badań.
Nie składała pieczęci, nie przyłożyła rąk do leczonego miejsca. Leczyła się od środka. Była świadoma, że medyk przygląda jej się z zainteresowaniem, podziwiając umiętności, więc uniosła delikatnie kąciki ust.
Minęło wiele czasu, ale w końcu opadła z sił i dołączyła do leżącego obok medyka. Mężczyzna był wyczerpany, ciężko oddychał i wpatrywał się w jej twarz. Uniósł powoli rękę, kierując ją w stronę jej policzka. Chwilę poczekał na jej reakcję, ale nie dostrzegł sprzeciwu. Delikatnie dotknął jej twarzy i pogładził posiniaczoną skórę.
- Pewnie uważasz mnie za potwora i oczywiście masz rację. Jestem nim, bo nie zareagowałem wcześniej, mimo tego, co ci zrobili, mimo tego, jak cię skrzywdzili. Wiem, że jestem słaby i nie mam nawet możliwości się tobie sprzeciwić, ale jeśli będziesz chciała się zemścić, nie będę się bronił. Nie mam takiego prawa.
Sakura pokręciła głową, w końcu nie czując przy tym przeszywającego bólu.
- Nie czuję do ciebie urazy. Każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Ważne jest, że dostrzegłeś swoje postepowanie i postanowiłeś je zmienić. Lepiej późno niż wcale - powiedziała cicho, a w jego oczach dostrzegła łzy.
- Tak bardzo żałuję. Nie wiem dlaczego na to wszystko pozwoliłem, a przecież ja sam mam córkę. Zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała, co zrobiłem. - Zaśmiał się przez łzy, przypominając sobie swoje dziecko. Przeniósł wzrok na Sakurę, która patrzyła na niego ciepło. - Przypominasz mi ją. Ona także ma ten ogień w oczach. Jest waleczna jak ty. Nie zasługuję na taki skarb jak ona.
Wtedy nagle usłyszeli wybuch i wściekły ryk. Sakura natychmiast rozpoznała głos Keijiego. Uniosła się szybko i stanęła o własnych siłach, lekko się przy tym chwiejąc. Medyk także wstał, a ona popchnęła go ku wyjściu.
- Biegnij. Kiedy Tsutomu dowie się, co zrobiłeś, zabije cię.
Mężczyzna zrobił co powiedziała, posyłając jej ostatnie spojrzenie. Skinęli sobie głowami na pożegnanie. Odczekała chwilę, aż ucieknie, przeczesała włosy palcami, po czym ruszyła ku wyjściu, jednak nagle stanęła jak wryta w pozycji bojowej. Stanął przed nią jeden ze strażników, który trzymał w ręku kunai, uśmiechając się podle. Sakura zmarszczyła brwi w skupieniu, sięgając po bardzo niewielkie pokłady chakry, jakie pozostały jej po leczeniu. Musiała szybko zakończyć tę walkę. Najlepiej jednym uderzeniem, gdyż po drodze mogli stanąć jej na drodze kolejni wrogowie.
Znowu usłyszała huk, któremu towarzyszyło brzęczenie błyskawic. Sakura uśmiechnęła się, kiedy uświadomiła sobie, że to Fumiko robiła zadymę w dalszej części kryjówki, aż trzęsła się ziemia. Chwilę później pomieszczenie, w którym stała różowowłosa zaczęło wypełniać się mgłą, świadczacą o tym, że byli tu także Hajime i Fuyuko, posługujący się lodem. Ziemia zatrzęsła się rzeczywiście, przez co Sakura miałą problemy z zachowaniem równowagi. Domyśliła się z tego także obecności Yumehy, używającej technik swojego elementu.
Zmarszczyła brwi, dostrzegajac przebiegającą między nogami strażnika małą i spanikowaną myszkę, należącą do Akane. Chwilę później klatka piersiowa mężczyzny została przebita na wylot znajomą jej kataną. Stojący za nim Toru wyjął szybkim ruchem broń, odepchnął martwe ciało, które spadło na ziemię. Brunet spojrzał na przyjaciółkę i słabo się uśmiechnął, a chwilę później z jego ust zaczęła wylewać się krew. Zrobił kilka kroków w jej stronę, uniósł rękę, jakby chciał ją dotknąć, po czym osunął się bezwładnie na ziemię.
Różowowłosa odzyskała rozum i szybko do niego doskoczyła. Obejrzała uważnie jego ciało, aż w końcu jej wzrok padł na ramię, gdzie dostrzegła niewielkie zadraśnięcie. Była to niegroźna rana, której prawdopodobnie w ferworze walki nawet nie dostrzegł, jednak o tym, że coś jest nie tak, zaalarmował ją kolor towarzyszący rozcięciu. Prędko rozdarła ubranie mężczyzny i wstrzymała powietrze. Strach odebrał jej dech.
Sina plama zabarwiła całe ramię. Dziewczyna dostrzegła nabrzmiałe żyły o fioletowym odcieniu, który zaczął powoli docierać do kolejnych części ciała. Pochyliła się szybko i przyłożyła usta do rany. Zaczęła ssać, próbując wydobyć z niej truciznę. Czuła metaliczny posmak krwi chłopaka, który mieszał się delikatnie z gorzką nutą należącą do obcej substancji. Poczuła na włosach jego dotyk. Delikatnie gładził jej głowę, zalewając się posoką.
- Przestań, Sakura. To na nic. Trucizna dostała się już za daleko - wychrypiał cicho. Łagodnie odepchnął ją od siebie. Złapał jej podbródek i nakierował jej twarz na swoje oczy. Czarne tęczówki wypełniły się smutkiem na widok zakrwawionej twarzy dziewczyny. Spomiędzy jej warg wypływała jego krew, która zaczęła mieszać się ze słonymi łzami, spływającymi po twarzy.
Nigdy wcześniej nie nienawidziła siebie tak bardzo, jak w tym momencie. Nigdy wcześniej nie czuła się tak bezradna, tak bezużyteczna jak teraz. Jej najlepszy przyjaciel leżał przed nią, wykrwawiając się powoli, a ona nie mogła zrobić niczego. Uważała siebie za genialną medyczkę, a mimo to teraz mogła jedynie obserwować nadchodzącą śmierć, wobec której była bezsilna. Gdyby miała odpowiednią ilość chakry, mogłaby spróbować wydobyć truciznę z jego ciała, jednak zużyła ją na uleczenie samej siebie. Zaczęła rozglądać się w panice po pomieszczeniu, próbując wpaść na jakikolwiek pomysł. Wtedy martwą ciszę przerwał cichy krzyk, docierający do niej z głębi kryjówki. Zaczęła wrzeszczeć tak głośno, jak tylko umiała, zdzierając sobie gardło, wołając imię zielonowłosego przyjaciela, który był jedyną osobą zdolną jej pomóc.
Zerwała się na nogi. Chciała pobiec w stronę wyjścia, by odszukać Keijiego, jednak wyczuła na nadgarstku uścisk. Szarpnęło ją w dół i ponownie wylądowała na kolanach przy Toru w powiększającej się kałuży krwi. Spojrzała na twarz chłopaka, gdzie dostrzegła determinację. Pokręcił głową i uśmiechnął się lekko.
- Za późno. Zanim przyjdzie, będę już martwy.
Zaczęła się kręcić w panice. Złapała się za głowę, kołysząc się w przód i w tył. Zatkała sobie uszy, nie mogąc słuchać jego głosu, mówiącego o śmierci. Widziała, jak porusza ustami, patrząc na nią z dezaprobatą. Potem oboje zaczęli się krztusić. On krwią, a ona łzami.
Wyciągnął w jej stronę dłoń, którą złapała. Zaczął czule gładzić jej skórę, po czym łagodnie ją do siebie przyciągnął. Pochyliła się w jego stronę i oparła głowę o jego czoło. Toru wciągnął w nozdrza jej zapach, obejmując ją w talii. Zaczął cicho szeptać.
- Niczego nie żałuję. Śmierć w twojej obronie jest tą śmiercią, której pragnąłem. Pokochałem cię od razu, gdy cię tylko ujrzałem. Byłaś małym promyczkiem, który rozjaśniał ponurą codzienność. Stałaś się dla mnie siostrą, której nie zdołałem ocalić, tak samo jak nie udało mi się uratować Ayano. Zawiodłem was obie. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ona zginęła jako niewolnica, a ciebie porwano i torturowano.
- Nie mów tak - wyszeptała. Jej głos się załamał. Z jej oczu wydobyła się kolejna fala łez. Nie była już w stanie niczego dostrzec. Obraz jej się zamazał. - Żyję, bo po mnie przyszliście. To ty teraz leżysz obok i umierasz.
Uniósł rękę i otarł z jej twarzy łzy, tak by mogła go widzieć dokładnie. Potrzebował teraz, by patrzyła prosto w jego oczy.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Wiem, że to co tutaj przeżyłaś, odcisnęło na tobie piętno. Już nigdy nie będziesz tą samą dziewczyną, która stanęła na naszym progu. Już nigdy nie będziesz taka szczęśliwa, jak dawniej. Moja śmierć... jest potrzebna.
Różowowłosa otworzyła usta, chcąc zaprotestować. Oderwała czoło od jego twarzy, jednak chłopak szybko zakrył jej wargi swoją dłonią, nie chcąc by mu przerwała.
- Tak. Jest potrzebna. Nigdy nikogo nie straciłaś. Nigdy nie musiałaś opłakiwać kogoś, kogo kochałaś. Nie chcę umierać, ale skoro już ma tak być... W ciągu ostatnich dni doświadczyłaś cierpienia, który w końcu sprawi, że staniesz się silna. Teraz możesz tego nie dostrzegać, ale ja gwarantuję ci, że staniesz się niepokonana. Zaraz poznasz ból utraty bliskiej osoby, dlatego będziesz wiedziała, że musisz powstrzymać Tsutomu. Zabije więcej osób... Ich rodziny będą cierpieć tak jak ty.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem i przerażeniem. Kręciła zażarcie głową, jakby jej zaprzeczenie miało sprawić, by rzeczywistość stała się inna. Obserwowała, jak krzusi się krwią. Patrzyła, jak powoli wypływa z niego życie. Życie, które stało się dla niej tak cenne, że gotowa byłaby ponownie przeżyć koszmar ostatnich dni, byleby tylko on przeżył.
- Znam cię. - Jego głos stał się bardzo słaby. Pozostało mu już niewiele czasu. Skinął na nią ręką, więc pochyliła się w jego stronę. - Będziesz próbowała wszystkiemu zaprzeczać. Będziesz się obwiniać. Nie będziesz chciała wrócić do życia. Dlatego chcę, byś mi coś obiecała. Przyrzeknij... Przyrzeknij mi, że się nie poddasz. Że zrobisz wszystko, by przegrał. Że bez względu na wszystko, nie zabijesz się.
Patrzył w jej oczy ze spokojem. Pogodził się ze swoją śmiercią. Ona nie mogła tego zrobić. Jej oddech przyśpieszył. Nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Jej wnętrzności zaczęły się niebezpiecznie ściskać. Otworzyła usta, chcąc zacząć krzyczeć, jednak głos uwiązł w jej gardle.
- Obiecaj, Sakura. Przyrzeknij.
Nie odezwała się, ale skinęła głową. Chyba był świadomy jej stanu, bo mu to wystarczyło. Sięgnął drugą ręką po swoją katanę. Złapał ją i skinął na przyjaciółkę. Wyciągnęła w jego stronę dłoń i poczuła na niej przyjemny ciężar broni.
- Daję ci ją. Lepszego ostrza nie znajdziesz. Mam nadzieję, że będziesz się nią dobrze opiekować.
Z kącika jego ust popłynęła krew. Uśmiechnął się. Jego oddech stał się płytszy, przypominał jej teraz rybę wyciągniętą z wody. Wzrok stał się nieobecny, zawiesił oczy na niewiadomym i odległym punkcie. Świat się dla niej zatrzymał. Wiedziała dokładnie, w którym momencie odszedł.
Dotknęła drążącą ręką jego policzka. Martwe lico przyjaciela powoli zaczęło stawać się zimne. Chłód pod jej palcami przywrócił ją do zmysłów. Ból eksplodował w jej wnętrzu. Otworzyła usta i krzyknęła rozdzierająco. Wczepiła palce pomiędzy włosy i z rozpaczą zaczęła je ciągnąć, wyrywając część pasm. Nie mogła się powstrzymać. Wrzeszczała jak opętana nad ciałem przyjaciela. Krzyczała tak długo, aż w końcu miała wrażenie, że jej duch opuścił ciało i pozostawił za sobą jedynie pustą skorupę, które kiedyś nosiło imię Sakura. Ból wypalał w niej piętno. Spalał ją centymetr po centymetrze, milimetr po milimetrze. Trawił płomieniami jej skórę, tkanki i kości. Pożerał ją bezlitośnie.
Aż w końcu nic z niej nie zostało.
W drzwiach pomieszczenia stał pokryty bliznami człowiek. Jego żółte ślepia obserwowały z satysfakcją nieświadomą niczego, pogrążoną w rozpaczy dziewczynę. Jego usta wykrzywiały się w okrutnym uśmiechu. Odwrócił się w stronę swoich ludzi.
- Wycofujemy się. Wiem już, jak ją zniszczyć. Na razie dam jej spokój, ale kiedy już pogodzi się ze śmiercią chłopaka, odbiorę jej kolejną osobę, którą kocha. Będę jej ich odbierał po kolei, aż w końcu rozpadnie się na kawałki.
****
Ciche pukanie przecięło martwą ciszę. Osoba nie czekała nawet na zgodę, od razu weszła do pomieszczenia. Chwilę stała w miejscu, aż w końcu zamknęła za sobą drzwi.
Ruszyła w stronę łóżka, po czym na nim usiadła. Chwilę tak siedziała, aż w końcu położyła się za jej plecami, mocno ją ściskając. Sakura wyczuła delikatny zapach fiołków i od razu zrozumiała, że to Yumeha.
Brunetka szeptała jej do ucha pocieszające słowa. Głaskała ją po głowie, czule ją obejmując. Sakura nie zareagowała.
Wyczuła przy wejściu jego chakrę. Sensei niczego jednak nie powiedział. Czuła jedynie na swoim ciele jego palące i krytyczne spojrzenie. Nie ruszał się ze swojego miejsca, jedynie stał i patrzył. Wiedziała, że ją oceniał. Zawsze tak robił, a to bardzo ją niepokoiło. Potem zwyczajnie odkręcił się i odszedł. Sakura nie chciała, by był nią rozczarowany. Mimo to nie zareagowała.
Obudziła się, czując na policzku delikatny dotyk męskiej dłoni. Od razu rozpoznała jej szorstkość i twardość, wypracowane podczas długich treningów z kataną. Przymknęła oczy, ciesząc się jego obecnością. Cicho westchnęła z ulgą.
Wiedziała jednak, że nie był prawdziwy. Czuła za sobą chakrę dwóch braci. Nie próbowała uwalniać się z genjutsu. Była wdzięczna, że chcieli chociaż na chwilę poprawić jej humor.
Nie zareagowała.
Fumiko nigdy jej nie lubiła. Zawsze była zazdrosna o uczucia Toru. Szatynka zawsze go kochała, znała go najdłużej ze wszystkich, gdyż spędziła z nim dzieciństwo. Mimo to on nigdy nie odwzajemniał jej uczuć. Nigdy nie była mu najbliższa. Obie dziewczyny dzieliło wszystko.
Jedna rzecz była jednak podobna. Obie kochały chłopaka, chociaż w różny sposób. Fumiko usiadła obok niej. Obie cicho szlochały. Dzieliły się swoim bólem, dzięki któremu rozumiały się najlepiej. Potem zwyczajnie wstała i odeszła, ciągle płacząc. Sakura nie zareagowała.
Wiedziała, w którym momencie Keiji wsunął się do jej pokoju. Razem ze swoimi badaniami przyniósł ze sobą ciche przekleństwa, kiedy coś mu się nie udawało. Raz wypowiedział tak długą i ciekawą wiązankę, że nie mogła nic na to poradzić. Uśmiechnęła się.
Potem usłyszała za sobą wybuch. Miała osmolone ściany i łóżko. Sensei wtargnął do pokoju jak burza i wyciągnął go za fraki. Zielonowłosy coś wrzeszczał, a potem usłyszała odgłos uderzenia i jego cichy jęk.
Wygięła usta w krzywym uśmieszku.
Ze snu wyrwał ją cichy i melodyjny głos. Natychmiast go rozpoznała. Taki piękny głosik miała tylko Yayoi. Dziewczyna siedziała na podłodze, opierając się o ścianę. Śpiewała jej piękną kołysankę. Do jej uszu dobiegła jednak tylko jej końcówka. Nie mogła nic z tym zrobić. Musiała słuchać.
Poblask miesiąca spłynie w mrok łąk,
Okryj się liśćmi, weź je do rąk.
W niepamięć odpuść kłopotów moc,
Znikną na zawsze, gdy minie noc.
Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
Stokrotki polne zaradzą złu.
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
Okryj się liśćmi, weź je do rąk.
W niepamięć odpuść kłopotów moc,
Znikną na zawsze, gdy minie noc.
Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
Stokrotki polne zaradzą złu.
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
Tutaj jest miejsce, gdzie kocham cię.*
Białowłosa skończyła i chwilę czekała na reakcję. Kiedy nic się nie stało, wstała i wyszła z pomieszczenia. Sakura przez dłuższy czas leżała w ciszy, a kiedy zrozumiała że jest sama, zaczeła cicho nucić.
Poczuła, że ktoś wchodzi pod jej przykrycie. Cichutkie chlipanie chłopięcego głosu pozwoliło jej stwierdzić, że to mały Haru. Chłopiec wtulił twarz w jej włosy, przyciskajac się do jej pleców. Walczyła z chęcią objęcia go. Chwilę tak leżał, a po jakimś czasie w końcu usnął. Nie mogła się powstrzymać. Obróciła się w jego stronę i objęła go jedną ręką. Tej nocy po raz pierwszy nie dręczyły go koszmary. Sakurę dręczyły jak co noc.
Leżała na łóżku skulona w kłębek, odwrócona plecami do wyjścia. Wpatrywała się pustym wzrokiem w ścianę. Z oczu wciąż wyciekały jej łzy. Nie była ich już nawet świadoma. Usłyszała ciche pukanie, ale zignorowała je. Osoba stojąca za drzwiami chwilę jeszcze tam stała, aż w końcu weszła nieproszona.
Została przewrócona na plecy. Dostrzegła dwóch rudych bliźniaków. Patrzyli na nią smutno. Zaczęli do niej mówić. Sakura nie zareagowała.
Jeden z nich wyciągnął zza pleców butelkę alkoholu. Pokazał jej. Drugi skarcił go, przypominając o jej niepełnoletności. Wzięła butelkę. Zareagowała.
Upiła się. Na chwilę zapomniała. Potem znowu wszystko do niej wróciło. Martwa twarz. Puste oczy.
Poszła i ukradła butelkę magicznego płynu. Wszyscy byli tego świadomi, ale nic nie zrobili. Dzięki temu pierwszy raz od tamtego momentu wstała z łóżka.
Zmarszczyła brwi. Coś było nie tak. Obudziła się, czując w pokoju dziwny chłód. Odwróciła się i na środku pokoju dostrzegła rozpuszczającą się lodową rzeźbę. Pokręciła głową z niedowierzaniem, widząc postać Toru. Wpatrywała się w jego twarz, która z każdą chwilą stawała się mniej rozpoznawalna, kiedy rysy jego twarzy zaczęły topnieć. Wpatrywała się w krople wody, które chwilę wcześniej tworzyły jego usta. Rzeźba stopniała do końca. Stało się z nią to, co z jej pierwowzorem. Zniknęła z tego świata. Sakura wstała i starła wodę z podłogi. Rodzeństwo Yuki obserwowało ją z wejścia. Zignorowała ich. Kiedy skończyła, położyła się i usnęła.
Drzwi otworzyły się z hukiem. Zerwała się z łóżka. Nacierała na nią blondynka. Sakura zamknęła oczy, czekając na uderzenie. Chwilę potem jednak poczuła, że jest obejmowana. Uchyliła powieki i wytrzeszczyła oczy, słysząc słowa przyjaciółki. Pierwszy raz od tamtego czasu wróciła ostrość w jej oczach. Powróciło do niej pełne skupienie. W pomieszczeniu stali wszyscy, otaczając dwie dziewczyny. Odwróciła głowę w stronę Akane. Czerwone oczy błyszczały z determinacją.
Wyszła z pomieszczenia.
Po miesiącu.
W głowie układała już plan.
Śmierć Toru, Hirohiko oraz jej rodziców zostanie pomszczona.
Jeśli się tak nie stanie to nie nazywa się Sakura Haruno.
****
- Jesteś pewna?
- Jestem. Nigdy w życiu nie byłam niczego bardziej pewna - odparła. Jej mocny głos zrobił wrażenie na wszystkich. Nie brzmiał tak, jak kiedyś. Zniknęła z niego ta dziecięca niewinność. Wybrzmiewało z niego doświadczenie życiowe, którego nie powinna mieć szesnastolatka. - Moi rodzice zginęli, bo niczego nie zrobiłam. Gniłam w pokoju, zapominając o reszcie świata. To się już nie powtórzy. Nie pozwolę, by kolejne osoby straciły przeze mnie życie. Czas na wątpliwości minął już dawno. Teraz czas na działanie.
Akane kiwnęła głową. Zgadzała się z nią w stu procentach. Należała do tej grupy ludzi, którzy byli gotowi nawet na radykalne działania, byleby przyniosły pozytywne skutki. Nie wzdrygnęła się na jej propozycje, w przeciwieństwie do pozostałych.
- Pójdę wysłać list do Hokage. Jestem pewna, że nie będzie zadowolona, iż jej kochana uczennica zrywa kontakt z wioską. Chciałabym zobaczyć jej minę, kiedy o tym przeczyta - mruknęła ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
- Wszystko tam wyjaśniłam. Nie będzie mogła mieć nic przeciwko. Chcę tylko chronić wioskę. Jeżeli Tsutomu będzie myślał, że nic dla mnie nie znaczy, nie zaatakuje ich. Ten czas, który spędziłam poza wioską może mi w tym pomóc. Do tej pory utrzymywałam kontakt tylko z Tsunade. Reszta nie ma pojęcia, gdzie jestem - odparła nastolatka, pocierając w zamyśleniu czoło. Przez jej umysł przelatywały teraz tysiące pomysłów.
Usłyszała z tyłu ciche westchnięcie. Odwróciła się do Ryoichiego, który wpatrywał się w nią sceptycznie.
- Tego jesteśmy wszyscy pewni. Chodzi nam o drugą kwestię. Czy naprawdę chcesz podjąć współpracę z Danzo? To śmieć jakich mało. Nawet my o tym wiemy, a nie pochodzimy z twojej wioski. Nie wiadomo, jakich okropności od ciebie zażąda.
- Już to z nim uzgodniłam. Mam dbać o jego zdrowie i pilnować wszystkich jego Sharinganów. Jeśli uszkodzi któreś z nich, mam je uleczyć. Muszę też nadzorować jego Mangekyō Sharingan. Wiecie już, że po każdym używaniu go pogarsza się wzrok użytkownika. Tylko tyle z mojej strony. A ze strony Kraju Mrozów będzie miał dostęp do wielu informacji.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że Daimyō zgodził się z nami współpracować - odezwał się Kazuo, który stał w głębi pomieszczenia, opierając się o ścianę.
- Tsutomu zabił jego syna, zapomniałeś? Można powiedzieć, że Haruhiko swoją cudownie bohaterską śmiercią zmusił ojca do zemsty. Szarża na kryjówkę Tsutomu nie była mądra, ale chciał się poświęcić, by jego ojciec zaczął działać - mruknął Keiji. W jego głosie można było wyczuć delikatne rozbawienie. Wciąż bawiły go samobójcze zapędy spadkobiercy Daimyō.
- Tak... Szkoda mi go, ale teraz mamy szpiegów Akihito i Danzo na swoje usługi. Możemy eliminować zagrożenie, atakując ludzi tego gnojka, zanim on zaatakuje nas. A teraz pozwólcie, że opuszczę to urocze zgromadzenie. Zjadłam dzisiaj na śniadanie coś nieświeżego, a na wasz widok mnie mdli - prychnęła Akane, wycofując się z pomieszczenia, zanim zielonowłosy mężczyzna zdołał rzucić w nią zgniłym jajkiem.
Sakura miała nadzieję, że pomogą im te wszystkie działania, które podjęli. Sprzedała duszę diabłu o imieniu Danzo i liczyła na to, że się to opłaci. Nie chciała stracić już nikogo więcej.
****
Biegła tak szybko, jak tylko potrafiła. Biegła, jakby od tego miało zależeć jej życie. Ściskała w ręku krótką notatkę od Iesady, informującą ją o śmierci Danzo z rąk Sasuke. Ich walka wydarzyła się kilka dni temu. Przyjaciel napisał, że członkowie Korzenia wpadli w popłoch, nie wiedząc co robić po odejściu ich lidera. Wszyscy zaczęli uciekać, świadomi tego że Konoha zacznie ich powoli wyłapywać po tym, jak wypłynęła informacja o działalności Danzo wobec całego klanu Uchiha oraz o porwaniach dzieci, które siłą wcielał do Korzenia. Śmierć Shimury i rozpad organizacji oznaczał dla Sakury kłopoty. Ogromne kłopoty.
Członkowie organizacji nie stali już na swoich stanowiskach. Nie robili tego, co powinni byli robić. Nie szpiegowali ludzi Tsutomu, nie wyłapywali ich i nie zabijali. Oznaczało to zagrożenie dla niej i jej przyjaciół.
Iesada poinformował ją, że zaczął się starać uspokoić cały Korzeń, próbując ich sobie podporządkować. Był najbliższym człowiekiem Danzo tuż obok niej i wszyscy czuli do niego respekt. Jeśli istniała osoba, która była w stanie na nowo odbudować strukturę organizacji, to był to on. Niestety do tego potrzeba było czasu, więc w tym momencie Sakura i wszyscy ludzie, którzy coś dla niej znaczyli, byli zupełnie odkryci.
Fumiko dwa tygodnie wcześniej wyruszyła do Kraju Błyskawic szpiegować ludzi Tsutomu i nie wróciła do tej pory. Według ustaleń powinna była znaleźć się w kryjówce kilka dni temu. Akane i jej summony straciły z nią kontakt prawie od razu po wkroczeniu na terytorium wroga i nikt nie wiedział co się z nią stało aż do wczoraj. Myszy blondynki znalazły wejście do budynku, w którym ukrywali się ludzie Fuse i napotkali tam przerażający widok. Wysłano w to miejsce Sakurę, która znajdowała się w tym samym kraju, szpiegując inną grupę.
Miała cholernie złe przeczucia. Myszy nie powiedziały jej żadnych szczegółów, chciały tylko by się pośpieszyła, w przeciwnym razie nie będzie mogła uratować Fumiko. Widziała jednak po nich, że było źle. Bardzo źle. Pokierowały ją w trochę inne miejsce, niż to w które udawała się na początku.
Wstrzymała oddech, kiedy już z oddali wyczuła okropny odór. Summon, który siedział jej na ramieniu posłał jej spojrzenie pełne grozy, po czym zniknął w kłębach dymu.
Z jej gardła wydobył się pełny przerażenia pisk, kiedy dostrzegła to, co wydzielało ten smród. Zatoczyła się do przodu i nim zdążyła się przewrócić, chwyciła się drzewa. Zgięła się w pół i przestała walczyć. Zwymiotowała raz, a potem drugi raz, kiedy odszukała wzrokiem szatynkę. Sam zapach wyciskał z niej łzy, ale widok który miała przed sobą sprawił, że z jej oczu wydostała się fontanna łez. Nie płakała od śmierci Toru. Obiecała sobie, że nie będzie już płakać.
Obietnicę złamał widok ogromnego stosu ludzkich ciał, który piął się na wysokość trzech metrów. Całą polanę zajmowały martwe zwłoki, ale z niektórych ciał wydobywały się jeszcze bolesne jęki. Sakura zwalczyła kolejny odruch wymiotny, kiedy domyśliła się co to za miejsce. Wyrzucano tutaj ludzi, którzy mieli powoli umierać w wyniku obrażeń zadanych podczas tortur.
Znowu odnalazła wzrokiem Fumiko, która jako nowoprzyniesione ciało leżała przy samym brzegu stosu. Sakura natychmiast do niej pobiegła i przywitało ją puste spojrzenie zielonych tęczówek. Różowowłosa przycisnęła dłoń do ust i szybko odwróciła wzrok od ciała koleżanki.
Nie miała na sobie żadnego ubrania. Była zupełnie naga, okrywały ją tylko skrzepy krwi, które okalały jej ciało grubą warstwą. W niektórych miejscach jednak posoka została wytarta. Sakura widziała posiniaczone piersi, biodra oraz wnętrze ud. Siniaki układaly się we wzór dłoni. Na brzuchu Fumiko zostały wyryte nożem obraźliwe słowa. Dziwka, suka, szmata. Poza tymi upokarzającymi obrażeniami dziewczyna miała tylko niewielkie zadrapania. Krew na jej ciele nie mogła należeć do niej.
- Nie możesz na mnie spojrzeć? - wychrypiała szatynka. W jej głosie można było usłyszeć nienawiść. - To ty do tego doprowadziłaś. Spójrz na mnie.
Różowowłosa kucnęła obok niej. Ściągnęła z siebie płaszcz i okryła jej ciało. Uniosła dłonie, które zaczęły świecić na zielono, ale Fumiko syknęła wściekle, odpychajac ją.
- Pozwól mi się wyleczyć - wyszeptała Sakura, nadal nie patrząc w jej oczy.
- Trucizna - prychnęła kobieta i siłą obróciła jej twarz w swoją stronę. Sakura dostrzegła zimny wyraz jej twarzy, zabarwiony dodatkiem ślepej furii. - Nienawidzę cię. Nienawidzę. Wszystko, co się nam przydarzyło, jest twoją winą. Gdybyś do nas nie trafiła, nic z tego by się nie stało. Nie mogłaś zwyczajnie siedzieć na dupie w swojej kochanej wiosce? Musiałaś do nas przyjść i zacząć mieszać? Wszyscy od razu pokochali twoje radosne spojrzenie, urocze różowe włosy i słodkie zielone oczka, ale ja od razu wiedziałam, że sprawisz nam kłopoty. Zaakceptowałam cię tylko ze względu na Toru. Przypominałaś mu jego cholerną siostrę, więc od razu cię pokochał. A potem zaczęłaś wszystko psuć. Do momentu, kiedy cię nie było, wszystko było dobrze. Wszyscy byliśmy szczęśliwi bez ciebie. Gdybyś nie wpadła z butami w nasze życie, ten bydlak nigdy by się nami nie zainteresował. Gdybyś zwyczajnie zdechła, kiedy cię przetrzymywał, Toru nadal by żył. Ja bym nie umierała na twoich rękach. Wiem, o czym teraz myślisz. Przez twoją głowę przelatują myśli, że twój drugi towarzysz umiera przy tobie, a ty nie jesteś w stanie nic zrobić. Zawsze uważałaś się za słabeusza. Nigdy nie chciałaś stać za plecami przyjaciół. Chciałaś ich chronić. Nauczyłaś się medycznego ninjutsu, by pomagać ludziom. A teraz kolejna osoba ginie, bo jesteś bezradna. Gdyby nie to, że wiem, kim byłyby kolejne osoby umierające ci na rękach, życzyłabym ci kolejnych takich strat. Wiem, że spustoszą ci one mózg. Wiem, jaki wywierają na ciebie efekt.
Fumiko zaczęła kaszleć, na chwilę przerywajac swój monolog. Zbliżała się do końca. Zostało jej niewiele czasu. Sakura postanowiła nie odzywać się i w spokoju wysłuchać wszystkich oskarżeń.
- Toru miał do ciebie ostatnią prośbę, chciał żebyś żyła, więc nie mogę cię poprosić, byś się zabiła. Uszanuję jego wolę. Poza twoją śmiercią jest tylko jedyne wyjście z tej sytuacji. Musisz skopać dupę Tsutomu. Postaraj się, żeby bardzo bolało. Ma cierpieć katusze, jasne? Ma żałować, że w ogóle kiedykolwiek przyszło mu na myśl zadzierać z Sakurą Haruno. Chcę też, byś przed jego śmiercią przypomniała mu o mnie i Toru. Ma żałować naszej śmierci. Słyszysz, Haruno? Potwierdź moje słowa, bo inaczej przysięgam, po śmierci będę cię prześladować.
Wyraz twarzy szatynki zmienił się na chwilę. Wpatrywała się w Sakurę z jakimś uczuciem, którego ta nie była w stanie nazwać. Kiedy mrugnęła, Fumiko znów patrzyła na nią ze złością. Różowowłosa odchrząknęła i znalazła w końcu głos.
- Obiecuję. Gad będzie cierpiał. Pożałuje, że kiedykolwiek nas spotkał - odpowiedziała cicho silnym głosem. Jej głos nie zadrżał.
Fumiko kiwnęła głową i spojrzała w niebo. Chwilę milczała, mrugając kilka razy.
- Ale i tak cię nienawidzę. Pamiętaj, Haruno.
Odeszła chwilę później. Sakura zamknęła jej powieki. Nim ciało zaczęło tężeć, wyciągneła zwój, w którym zapieczętowała jej zwłoki. Schowała go do torby, szybko wstała i zaczęła kierować się na pole bitwy. Musiała pomóc Naruto i Sasuke wygrać. Potem będzie się przejmowała konsekwencjami.
Miała wojnę do wygrania.
KONIEC RETROSPEKCJI.
Przynajmniej na razie. Może jeszcze coś gdzieś wcisnę, ale jeśli się tak stanie, będzie to rzadkie. Na razie wracamy do teraźniejszości, do Sakury i Itachiego. W kolejnym rozdziale będzie między nimi interakcja. I ogólnie kolejne rozdziały będą ich dotyczyć. Informacje dla oósb, które widzą tutaj mało romansu. :)
I już wiemy, o co chodziło z Sakurą. Wiemy, dlaczego zachowywała się jak suka wobec Naruto i reszty, dlaczego nie chciała by Itachi przybył z nimi do Kraju Mrozów, dlaczego podjęła współpracę z Danzo, co zostało wspomniane w rozdziale 10. Wiemy, co stało się z Toru i Fumiko (od początku w zakładce Bohaterowie występują jako postaci martwe). Powiedzcie, co sądzicie. :P
Pozdrawiam cieplutko.