poniedziałek, 8 lipca 2019

PIĘTNAŚCIE



So I came here to run it
Just cause nobody's done it
Y'all don't think I can run it
But look, I've been here, I done it
Impossible? Please
Watch, I do it with ease
You just gotta believe

P!nk - Just like fire

 Oddychała ciężko, rozglądając się nerwowo na boki. Wzdrygała się za każdym razem, gdy usłyszała w krzakach za sobą szelest liści, które wprawiane były w ruch przez mroźny, zimowy wiatr. Dobiegło do niej trzaśnięcie łamanej gałązki, więc odwróciła się szybko za siebie, ściskajac kunai i przybierając swój najbardziej morderczy wyraz twarzy, który jednak byłby w stanie przestraszyć jedynie chomika. Między drzewami dostrzegła łosia, który przypatrywał jej się ze zdziwieniem, skubiąc kawałek kory na drzewie.
Odwróciła się ponownie za siebie, cicho wzdychając.
Niby jak mam wkroczyć do kryjówki Tsutomu, pełnej wrogów i ją rozwalić, skoro nawet głupi łoś się ze mnie nabija?
Dowiedzieli się jakiś czas temu od starego przyjaciela Yumehy, Tetsu Chiby, który pracował dla nich jako szpieg w szeregach Tsutomu o miejscu, w którym znajduje się jedna z kryjówek Tsutomu. To w niej mieściło się słynne laboratorium, w którym Gihei konstruował dla Fuse broń biologiczną. Na szczęście dla nich nie był w tym zbyt dobry i bardzo wolno przechodził do kolejnych etapów. Postanowili jednak się tu zakraść i wysadzić w powietrze wszystko, co do tej pory osiągnęli, zabijając przy tym jak największą ilość przeciwników.
Sakura została tutaj wysłana, gdyż to właśnie ona stworzyła niezwykle łatwopalną ciecz. Zaledwie jeden mililitr tej substancji by wystarczył na podpalenie całego laboratorium, a ona miała jej przy sobie całą fiolkę, mieszczącą dwadzieścia mililitrów. Naczynie było zabezpieczone gumową zatyczką, wspomaganą metalowym kapslem, za co była ogromnie wdzięczna, gdyż nie chciała, by fiolka otworzyła się właśnie w jej kieszeni. Temperatura samozapłonu jej dzieła była niezwykle niska i nawet teraz, kiedy dookoła panowała zima, istniało ryzyko, że zacznie się spalać bez udziału ognia czy iskry.
Skoro to ona stworzyła tak niebezpieczną broń, jasne było, że będzie musiała podjąć ryzyko. Nie chciała narażać swoich przyjaciół na utratę życia czy zdrowia, więc zgłosiła się do tej misji.
Stała na wzgórzu schowana za krzakami, przyglądając się, jak dwóch shinobi krąży przy wejściu do bazy nieprzyjaciół. Obserwowała ich już od kilku godzin i miała wrażenie, że od tego mrozu wkrótce odpadną jej wszystkie kończyny. Wiedziała już, że przy zmianie kolejnej warty wtargnie do środka. Potem będzie musiała jedynie uważać, by na nikogo się nie natknąć. Nałożyła na głowę czarną perukę, by nikt nie rozpoznał jej różowych włosów, ale nie chciała ryzykować, że ktoś ją zatrzyma i zacznie wypytywać jako osobę, której nigdy nie widział.
Dzięki Tetsu znała rozkład całej kryjówki, więc doskonale wiedziała, że laboratorium znajduje się na samym jej końcu. Bedzie musiała przejść przez całą jej długość, mijając takie pomieszczenia jak stołówka, sala ćwiczeń, gdzie gromadziła się większość obecnych w kryjówce, a także pokoje mieszkalne, z których w każdej chwili mógł ktoś wyjść. Kiedy pierwszy raz o tym usłyszała, chciała udusić ich szpiega, jednak chłopak uspokoił ją na tyle, że zgodziła się pójść prosto w paszczę lwa. Według niego najlepiej było wejść do kryjówki przed świtem, kiedy wszyscy jeszcze spali, a jedynymi osobami na nogach była stojąca przed wejściem warta. Kiedy kogoś napotka, musi tylko udawać groźną i pewną siebie dziewczynę, która nie pozwala, by ktokolwiek wchodził jej w drogę. Musi sprawiać wrażenie osoby, która ma prawo znajdować się w tej kryjówce. Postanowiła, że kiedy wejdzie do środka, w myślach będzie odtwarzać sobie twarz Keijiego, którą rozpłaszcza jej pięść.
Od razu poprawił jej się humor, kiedy o tym pomyślała. Mogła udawać groźną, kiedy wszyscy tak ją odbierali, nawet jeśli to nie było prawdą. Sama siebie uważała za bezbronną dziewczynkę. Oczywiście poprawiła się przez dwa lata treningu z Tsunade i rok w Kraju Mrozów, ale głównie skupiła się na medycynie i to ją rozwijała. Nie byłaby w stanie pokonać kogoś o poziomie wyższym niż chunin. Nie widziała Naruto i Sasuke od dawna, ale była pewna, że stoi daleko za nimi.
Zacisnęła ręce w pięści i zacisnęła usta, przygotowana na zmianę warty, która według jej obliczeń miała nastąpić już za chwilę. Nie może się poddać. Musi pokazać wszystkim, że sama jest w stanie wykonać zadanie, nie opierając się na innych.
Kiedyś to wy wszyscy będziecie patrzeć na moje plecy.
Ześlizgnęła się cicho po zboczu, pilnując by żadna część jej ciała nie wystawała zza krzaków. Położyła się szybko w śniegu i nakryła szczelnie śnieżnobiałą peleryną, chowając czarne włosy pod kapturem. Mogłoby się wydawać, że w białym przebraniu w nocy świeci się jak żarówka, co nie było prawdą. Mimo że miała na sobie jasne odzienie, było one w takim klimacie lepszym kamuflażem niż ciemne ubranie. Łatwiej było się tak ukrywać na tle śniegu, nawet jeśli słońce jeszcze nie wstało i wszystko było pogrążone w mroku. Dowiedziała się o tym od samego Haruhiko, który miał przecież do swojej dyspozycji szpiegów, a przecież od dawna było wiadome, że ci z Kraju Mrozów byli najlepsi. Teraz doskonale wiedziała dlaczego. Jeżeli ktoś potrafił chodzić po śniegu, który przy każdym kroku trzeszczał pod stopami, z pewnością mógł poruszać się bezdźwięcznie we wszystkich innych warunkach.
Sakura dostrzegła, że dwaj strażnicy wchodzą do siedziby. Miała teraz niespełna minutę, by wejść do środka niezauważona. Przebiegła szybko przez teren, krzywiąc się z powodu hałasu, jaki zrobiła. Gdyby był tu ktoś oprócz niej, z pewnością by pomyślał, że porusza się tu kilkutonowy słoń.
Stanęła przy wejściu i oparła się o ścianę, zaglądając ukradkiem do środka. Dostrzegła jakieś dwadzieścia metrów dalej dwa poruszające się cienie. Weszła bezgłośnie do środka, pamiętając plany kryjówki, które przekazał jej Tetsu. Ruszyła szybko do najbliższych drzwi, które prowadziły do schowka. Zwykle powinny być zamknięte, jednak chłopak jakiś czas temu zwinął klucz i otworzył dla niej pomieszczenie. Wsunęła się dyskretnie do środka, zamknęła drzwi, po czym oparła o nie ucho, nasłuchując.
Trzydzieści metrów dalej znajdował się pokój strażników. W jednym momencie znajdowały się w nim cztery osoby, dwa zespoły. Jedna grupa odpoczywała po poprzedniej warcie, natomiast druga czekała na swoją kolej.
Sakura była wdzięczna za ich głupotę. Obecna straż za każdym razem szła do pomieszczenia, nie myśląc o tym, że w tym momencie każdy mógłby wejść do kryjówki. Oczywiście nie spodziewali się, że ktokolwiek chciałby to zrobić, bo musiałby wtedy przejść całym prostym korytarzem, który prowadził prosto do nich. Ale nie wpadli także na pomysł, że ktokolwiek mógłby zechciec ukryć się w schowku liczącym sobie metr na metr.
Usłyszała zbliżające sie w jej stronę kroki, więc podświadomie wstrzymała powietrze, jakby możliwe było, że mężczyźni usłyszą jej oddech. Kiedy przeszli korytarzem, odliczyła dwie minuty, które dała im na ustawienie się na swoich pozycjach, a tym w pomieszczeniu na swobodne rozłożenie się na łóżkach.
Wymknęła się ze schowka, po czym bezgłośnie zamknęła drzwi. Ostrożnie zaczeła iść korytarzem w głąb kryjówki. Powoli minęła zamknięte drzwi od pomieszczenia strażników i stanęła na skrzyżowaniu. Miała do wyboru trzy drogi.
Siedziba była skonstruowana na planie kwadratu. Korytarze prowadzące na lewo i prawo prowadziły do pokojów mieszkalnych członków, które potem skręcały w stronę laboratorium. Natomiast przejście na przeciwko niej mogło bezpośrednio doprowadzić do celu, lecz było zdycydowanie bardziej niebezpieczne. W tym tunelu mieszkali wyżej postawieni członkowie organizacji.
Od razu postanowiła wybrać jedno z dwóch bocznych przejść. Wiedziała, że jedna z odnóg w lewej części siedziby prowadzi do stołówki, do której po obudzeniu się kieruje się większość osób, dlatego i kolejny wybór stał się dla niej prosty.
Skręciła w prawo i cicho odetchnęła. Zdjęła szybko płaszcz i schowała go do torby. Wyprostowała się i uniosła wysoko podbródek. Miała nadzieję, że emanowała pewnością siebie, a nie strachem, który tak naprawdę czuła.
Nie sądziła, że z własnej woli wejdzie w paszczę lwa. Jeżeli popełni chociaż najmniejszy błąd, będzie to prawdopodobnie ostatni błąd w jej życiu.
Wciągnęła powietrze w płuca i skręciła w lewo. Znalazła się w miejscu, gdzie znajdowały się pokoje. Widziała kilka równoległych do siebie korytarzy, które odchodziły w prawo, a jeden z nich prowadził do sali ćwiczeń, drugiego najbardziej obleganego miejsca w całej kryjówce. Liczyła na to, że nikt z samego rana nie skieruje się najpierw na trening.
Kiedy minęła dwa tunele, jej szczęście oczywiście musiało się wyczerpać. Zobaczyła, że z trzeciego wychodzą dwie osoby, najwidoczniej para, bo trzymali się za ręce. Dostrzegli ją i się zatrzymali. Z ciekawością zaczęli jej się przypatrywać. Kiedy spróbowała ich minąć, mężczyzna zagrodził jej drogę ręką.
- Zabieraj tę łapę, bo ci ją połamię – warknęła Sakura, posyłając mu wrogie spojrzenie. Miała nadzieję, że groźby zadziałają, ale najwidoczniej nie były one tutaj czymś rzadkim, bo nawet się tym nie przejął.
- Coś ty za jedna? Nigdy cię tu nie widziałem - mruknął, przyglądając jej się uważnie. Dziewczyna obok niego mruknęła coś niezadowolona.
- Kochanie, chodźmy. Jestem głodna. Nie musisz się nią zajmować. To już nie twoja robota. Nie zajmujesz się już rekrutami.
Sakura liczyła na to, że mężczyzna jej posłucha, jednak on nadal przyglądał jej się wyczekująco. W końcu westchnęła i przybrała zirytowany wyraz twarzy.
- Nigdy mnie tu nie widziałeś, bo dopiero co przybyłam. Lider mojej grupy mnie odesłał, bo jego zdaniem do niczego się nie nadaję. A to przecież oczywiste, że się nadaję! Szkoda, że nie widziałeś miny tego shinobi Kraju Mrozów, kiedy wyprułam mu flaki.
Uśmiechnęła się jak psychopatka, przyglądając mu się z rozmarzoną miną. Przez chwilę jedynie stał, prawdopodobnie czekając, aż różowowłosa wybuchnie śmiechem i powie, że żartowała, jednak nie miała takiego zamiaru. Szybko zmienił się wyraz jego twarzy, wskazując na zniesmaczenie. Mimo wszystko jednak nie wyglądał na przejętego, jakby miał już styczność z wylewającymi się wnętrznościami. Dziewczyna natomiast spojrzała na nią z zaniepokojeniem i pociągnęła chłopaka za rękaw. Brunet nie chciał się jednak ruszyć. Wyglądał, jakby chciał Sakurę o coś zapytać, więc wyciągnęła szybkim ruchem z rękawa kunai, a oni szybko od niej odskoczyli. Przyglądali się z niedowierzaniem, kiedy zaczęła nim sobie dłubać między zębami, jakby chciała wyciągnąć kawałek jedzenia, który między nimi utkwił. Kaleczyła sobie przy tym dziąsła. Zignorowała ból i krew, zalewającą jej usta, starając się nie dać po sobie niczego poznać. Wpatrywała się tępo w ścianę, czekając na ich reakcję. Wiedziała, że wygrała, kiedy mężczyzna w końcu pociągnął swoją dziewczynę w głąb korytarza.
- Nic dziwnego, że odesłał tę wariatkę. Mamy porozumienie z Daimyō. Skoro zaszlachtowała jego człowieka, nie mogło to przejść bez echa - rzekł, znikając za zakrętem.
- Mam tylko nadzieję, że tutaj niczego nie zrobi. Powinni posłać ją na jakąś misję, z której już nie wróci. Mamy już wystarczająco dużo problemów, od kiedy syn tego cholernego Daimyō postanowił sprzeciwić się ojczulkowi i zaczął nam przeszkadzać - odpowiedziała tamta. Mówiła coś jeszcze, jednak różowowłosa już tego nie dosłyszała. Para oddaliła się od niej już wystarczająco daleko.
Westchnęła cicho, wytarła brudne ostrze o ubranie, po czym przetarła rękawem spływającą jej po brodzie krew. Językiem przejechała po zębach i skrzywiła się, czując metalowy posmak. Rozejrzała się, czy nikt nie patrzy i zaczęła leczyć rozcięte dziąsła. Po kilku sekundach nie było już nawet po nich śladu. Znowu ruszyła korytarzem, nie przejmując się strojem uwalonym krwią. Jeżeli znowu kogoś spotka, dużo łatwiej jej będzie udawać chorą psychicznie wariatkę, szczególnie w przypadku, kiedy na jej brodzie i policzku nadal pozostał krwisty ślad.
Tym razem miała szczęście. Nie napotkała już nikogo na swojej drodze. Przeszła obok kolejnych korytarzy tak pewnym krokim, jakby rzeczywiście miała prawo tu przebywać.
Jednak najtrudniejsze było dopiero przed nią. Minęła ostatnie przejście i dostrzegła zakręt w lewo. Stanęła zaraz przy ścianie, o którą oparła plecy. Ostrożnie wychyliła za nią głowę, mrużąc oczy w ciemności. Korytarz przed nią tkwił w zupełnej ciemności, więc nie była w stanie niczego dostrzec. Odczekała chwilę, nasłuchując kroków i próbując przystosować wzrok do widzenia w mroku. W końcu odsunęła plecy od podpory i weszła w zakazane miejsce.
Tutaj nic nie byłoby w stanie jej uratować. Wiedziała, że tym przejściem mogli jedynie chodzić pracownicy laboratorium, którzy potrafiliby doskonale rozpoznać obcą osobę wśród nich. Nawet wyżej postawieni członkowie nie mogli tędy chodzić. Musiała uważać na każdy swój krok.
Wyciągnęła z kabury strzykawkę ze środkiem usypiajacym, działającym natychmiastowo. Nie mogła ryzykować wykrycia. Osoba, która by ją zauważyła, od razu wszczęłaby alarm.
Szła przy ścianie, zbliżając się do skrzyżowania powolnym i ostrożnym krokiem. Obserwowała wszysko czujnie i uważnie. Skupiła się na dźwiękach docierających do niej z odległych pomieszczeń. Dziękowała w duchu Haruhiko, który kazał ją przygotować do roli szpiega. Jego przeszkolenie pozwoliło jej teraz poruszać się bezdźwięcznie. Stawiała stopy na podłożu w taki sposób, że nie wydawała żadnych dźwięków. Wyciszyła oddech tak, że nawet sama siebie nie słyszała. Wiedziała, na jakich odgłosach powinna skupić uwagę. Była w stanie stwierdzić, skąd nadchodził człowiek.
To właśnie dlatego doskoczyła do skrzyżowania, przytulając się do ściany po prawej. Ktoś się zbliżał od strony laboratorium. Zmrużyła oczy w skupieniu i uścisnęła mocniej strzykawkę. Wstrzymała oddech w oczekiwaniu na wroga.
Kiedy Gihei wyszedł z korytarza, nie zdążył zareagować. Rzuciła się na niego szybko, jedną ręką zatykając mu usta, by nie mógł krzyknąć, a drugą wbiła mu igłę w szyję. Nacisnęła tłok, posyłając mu ponure spojrzenie. Mężczyzna patrzył na nią z przerażeniem. Próbował jeszcze się jej wyrwać, ale przytrzymała go w żelaznym uścisku. Jeszcze przez chwilę próbował walczyć, ale w końcu jego ciało stężało. Uśmiechnęła się smętnie, a potem mężczyzna stracił przytomność. Złapała go, zanim zdążył upaść i narobić hałasu. Nie chciała zostawiać go na korytarzu, bo ktoś mógłby zauważyć jego ciało, ale nie mogła iść z nim dalej, bo gdyby go niosła, byłaby cięższa i przez to mogłaby wydawać jakieś odgłosy. Postanowiła położyć go pod ścianą w przejściu do laboratorium. Osoba idąca tym samym korytarzem, którym przeszła przed chwilą, nie byłaby w stanie go tam dostrzec. Tylko człowiek idący do laboratorium albo z niego mógłby zauważyć w takim mroku leżące ciało.
Na chwilę stanęła, nasłuchując dźwięków z pomieszczenia. W końcu doszła do wniosku, że nikogo tam nie było. Widocznie sam Gihei został tam w nocy i pracował. Tsutomu dobrze mu płacił za robotę, więc musiał się do niej solidnie przykładać. Podeszła do drzwi i spróbowała je otworzyć. Mogła się spodziewać, że były zamknięte. Miała jednak szczęście, że obok był pracownik laboratorium, który miał klucze. Nie musiała wyważać drzwi siłą, co miała w planach. Tetsu w żaden sposób nie mógł zdobyć klucza do pomieszczenia, nie wywołując przy tym żadnych podejrzeń. Członkowie zespołu zawsze mieli je przy sobie, więc musiałby go komuś ukraść, a jedynym sposobem na to było uśpienie nieszczęśnika. Może chłopak dorobiłby klucz, a potem odłożył go spowrotem na miejsce, jednak pechowiec, który w dziwny sposób stracił przytomność miał zgłosić to komuś stojącemu od niego wyżej. Ten natomiast miał wtedy wszcząć alarm, czego skutkiem byłoby dosłowne zabunkrowanie laboratorium. Nie byłaby w stanie się wtedy przecisnąć. Wątpiła, czy nawet mysz mogłaby tego dokonać.
Z zadowoleniem weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Tak jak podejrzewała, nikogo w środku nie było. Tetsu mówił, że badacze mieli dostać w następnym tygodniu jakiś środek, który miał posunąć ich postepy daleko w przód, więc teraz mieli wolne. Teraz mogli odpoczywać tyle ile chcieli, ale później mieli zakaz wychodzenia z pomieszczenia.
Zdecydowała się wziąć ze sobą ciało Geheia i go tutaj ukryć. Wiedziała, że nie postępuje w ten sposób honorowo, ale nie mogła ryzykować, że główny medyk Tsutomu przeżyje podpalenie laboratorium, gdyż mógłby szybko nadrobić stracony czas i odratować wykonaną przez siebie pracę. Musiała być pewna, że mężczyzna nie przeżyje. Wzięła jego ciało i ułożyła w pomieszczeniu obok drzwi.
Gdyby zostawila go na korytarzu, ktoś mógłby go zauważyć i zainteresować się tym, dlaczego Gehei leży nieprzytomny w przejściu do laboratorium. Ktoś mógłby go stamtąd jak naszybciej zabrać, przeczuwając, że dzieje się coś złego. Ktoś mógł też wejść do pomieszczenia i zauważyć, że coś jest nie tak.
Położyła ostrożnie na biurku zamkniętą fiolkę z substancją, dbając o to, by jej nie stłuc. Naczynie nie tylko przechowywało preparat, ale także zabezpieczało wszystko i wszystkich przed tym, co znajdowało się w środku. Fiolka była bowiem stworzona ze szkła chroniącego jej zawartość przed wysoką temperaturą. Dopiero kiedy naczynie nagrzało się do temperatury maksymalnej, pękało i mogło dojść do wybuchu substancji znajdującej się w środku.
Wobec tego miała piętnaście minut na ucieczkę z kryjówki od momentu, kiedy włoży fiolkę w uchwyt pod rozżarzonym palnikiem. Kiedy minie wyznaczony czas, zginą w wybuchu wszyscy znajdujący się obecnie w siedzibie.
Piętnaście minut do momentu, kiedy stanie się seryjną morderczynią.
Zabijała już ludzi, jednak nigdy nie robiła tego ludziom, którzy nic nie mogli z tym zrobić. Zabijała tych, którzy byli w stanie się obronić. Osoby, które teraz jadły śniadanie w stołówce, śmiejąc się i rozmawiając ze swoimi towarzyszami, były bezbronne. Być może wcale nie chciały tutaj być, słuchając rozkazów Tsutomu. Może zmusiła ich do tego sytuacja w domu, bo nie mieli pieniędzy, by wyżywić rodzinę, a on dobrze im płacił za pracę. Może było tak jak w przypadku Tetsu, który został zmuszony im służyć, gdyż grozili jego ojcu. Może grozili im tak jak jemu, że spalą cały dorobek jego życia, którym był rodzinny sklepik, jeżeli nie zgodzi się na współpracę. Może większość z nich nie wiedziała, czego chce Tsutomu.
Za piętnaście minut miała osierocić gromadkę dzieciaków, czekających w domu na swoich rodziców.
Nie wiedziała zupełnie, dlaczego zaczęła o tym myśleć. Kiedy zabijała w służbie Konohy, nigdy nie myślała o rodzinie swojej ofiary, bo wiedziała, że mogło to przynieść tylko samo zło. Gdyby jej ręka się zawahała, gdyby miała jakieś wątpliwości, jej przeciwnik mógłby wykorzystać jej niepewność, atakując ją. Mogłaby narazić tym nie tylko siebie, ale także swoich towarzyszy.
Świat jest okrutnym miejscem. Musisz mieć pewność, że to ty pierwszy zadasz cios, bo inaczej przewrotny los może odmienić sytuację i to ty skończysz na miejscu swojej niedoszłej ofiary. Czasami, żeby przeżyć, musimy zrobić coś, co nas przeraża. Coś, co zabija naszą duszę.
W oczach stanęły jej łzy, ale zmusiła się do tego, by nie wypłynęły. Włożyła fiolkę w uchwyt i włączyła palnik. Szybko odwróciła się na pięcie i nie patrząc na Geheia, wyszła z pomieszczenia. Przybrała zimny wyraz twarzy. Na zakazanym korytarzu nikogo nie dostrzegła. Szybkim krokiem skręciła i nawet nie zwróciła uwagi na wołającego ją mężczyznę, który wyszedł z korytarza prowadzącego do sali ćwiczeń. Zobaczyła kobietę, która na jej widok cofnęła się ponownie w korytarz, z którego właśnie nadchodziła. Kolejna kobieta przytuliła się do ściany, patrząc na nią z szokiem wymalowanym na twarzy. Sakura w końcu przypomniała sobie, że nadal ma na twarzy zakrzepłą krew. Zważywszy na to oraz na fakt, że jej mina nie zachęcała do rozmów, nic dziwnego, że ludzie tak reagowali. Musiała wyglądać jak ktoś, kto właśnie dokonał jakiegoś mordu. Nawet nie wiedzieli, jak blisko byli.
Przy wyjściu z kryjówki zwyczajnie minęła strażników, jakby nie istnieli. Nie protestowali, więc widocznie członkowie organizacji mogli wychodzić z siedziby kiedy tylko chcieli. Według niej nie było w tym nic dziwnego. Wartownicy uważali, że muszą jedynie zwracać uwagę na osoby wchodzące do środka, bo jeżeli ktoś już się znalazł w siedzibie, to musiał zostać do niej przez nich wpuszczony.
Aż pożałowała ich głupoty. Gdyby rzeczywiście przykładali się odpowiednio do swojej roboty, to nie wychodziłaby teraz spokojnie z kryjówki, tylko siedziałaby w celi, czekając na koniec swojego żywota. Gdyby nie byli pewni tego, że nieproszony gość nie wedrze się do środka, teraz nie czekałaby na śmierć połowy setki osób. Gdyby ją złapali, także i oni by przeżyli.
Odliczała w myślach czas pozostały do wybuchu. Zostało jej dziesięć minut na ucieczkę i oddalenie się. Nie była pewna co do promienia rażenia, więc chciała jak najszybciej znaleźć się wiele kilometów dalej. Weszła na wzgórze i skryła się między drzewami. Dopiero, kiedy była pewna, że nikt jej już nie widzi, zaczęła biec. Szybko jednak z tego zrezygnowała, gdyż gruba warstwa śniegu pokrywająca ziemię utrudniała jej poruszanie się. Wskoczyła zatem na drzewo. Musiała się postarać, by oblodzone gałęzie nie spowodowały jej poślizgu, a w efekcie upadku, dlatego skumulowała chakrę w stopach. Przy każdym skoku czepiała się drzewa, by chwilę później oderwać się od niego, skacząc na kolejne. Wiedziała, że robi spory hałas, a w dodatku wyzwalanie przez nią chakry powodowało to, że dla podrzędnego sensora musiała świecić się jak żarówka, jednak musiała zaryzykować. Wolała odejść stąd jak najszybciej. Liczyła na to, że poza nią nie ma w pobliżu nikogo więcej.
Wiedziała, że jeszcze zanim weszła do kryjówki, już od dawna nie było w niej Tetsu, któremu kazała się stamtąd zmyć. Według jej obliczeń musiał już być w pobliżu jej miejsca docelowego, którym była mała wioska znajdująca się w pobliżu południowego morza. Dopiero stamtąd mieli odbić na zachód, a potem na północ, by udać się w stronę Wioski Mrozów, a potem jeszcze dalej. Jeśli po wybuchu Tsutomu szybko odgadnie, kto był napastnikiem, na pewno każe swoim ludziom ruszyć drogą, którą prawdopodobnie by wyruszyła, gdyby nie przewidziała wcześniej jego zamiarów. Najrozsądniejszą trasą była bowiem droga przy granicy z Krajem Błyskawic. Te tereny były prawie całkowicie pozbawione śniegu, a z racji bliskości innego państwa, drogi były tam świetnej jakości, czego trzeba było odmówić tym w pozostałej części państwa.
Gdyby wybrała najszybszą trasę, z pewnością szybko dotarłaby na północ, jednak skierowałaby pościg wprost do ich kryjówki. Do tej pory Tsutomu nie zdołał zidentyfkować miejsca ich pobytu, chociaż wiedział, że ich siedziba znajduje się daleko na północy. Nie mogła tak ryzykować, dlatego kazała Tetsu czekać na nią przy morzu.
W momencie, kiedy zaczęła odliczać sekundy do wybuchu, między drzewami dostrzegła pięć zbliżających się w jej stronę postaci. Zamarła w miejscu, widząc osobę idącą na czele grupy. Stanęła przy drzewie, próbując się w jakikolwiek sposób zasłonić, jednak wiedziała już, że jest to z jej strony bezcelowe. Szatyn, który był zaraz obok Tsutomu, miał zamknięte oczy, a mimo to stał odwrócony w jej stronę, wiedząc dokładnie, gdzie się znajduje dziewczyna. Uniósł kąciki ust, a potem podniósł dłoń, palcem wskazując w jej kierunku. Pozostała czwórka odwróciła się szybko w jej stronę. Sakura skamieniała, kiedy dostrzegła wyraz twarzy Fuse. Nie spodziewał się jej tutaj ujrzeć, zwyczajnie szedł ze swoimi ludźmi do siedziby, kiedy sensor wyczuł jej chakrę. Oboje wiedzieli,  że dziewczyna nie ma z nimi szans.
Wiedziała jednak, że nie może się poddać bez walki. Nie tego uczyli ją wszyscy jej nauczyciele. Wiedziała też, że żaden z nich nie miał nigdy styczności z taką osobą, jaką był Tsutomu. Gdyby stała teraz przed Orochimaru, Zabuzą czy członkiem Akatsuki na pewno by się nie poddała. Walczyłaby do końca, stawiając choćby najmniejszy opór. Już nie chciała być tchórzem, który trzęsie się za plecami innych.
Dlatego wyciągnęła szybko kunai, kierując go w stronę swojej szyi. Tak miała wyglądać jej ostatnia walka. Tylko to mogła zrobić w tym momencie. Nie mogła pozwolić Tsutomu wziąć jej żywcem. Nie wiadomo było, czy w trakcie tortur nie wyjawi wszystkich swoich tajemnic.
Widząc jej ruch, mężczyzna skinął w uznaniu głową. Nim zdążyła zatopić w ciele ostrze, poczuła ukłucie w szyi. Jęknęła zdumiona, widząc rurkę w ustach jednego z mężczyzn. Blondyn wyjął narzędzie z ust, po czym posłał jej znudzony uśmiech, jakby robił to już wiele razy. Sakura spróbowała poruszyć ręką, w której trzymała kunai, jednak nawet nie drgnęła. Straciła w niej czucie. Ostrze wypadło jej z ręki i upadło na ziemię. Sekundę później nogi różowowłosej zdrętwiały i straciła panowanie nad swoją chakrą. Przechyliła się niebezpiecznie w kierunku krańca gałęzi i nie udała jej się próba złapania równowagi. Runęła w dół, nie mogąc ruszyć żadną częścią ciała. Przygotowała się na bolesne uderzenie w ziemię, jednak chwilę później poczuła, że ktoś ją złapał i bezpiecznie odstawił na ziemię, kładąc ją na lodowatym śniegu..
Zobaczyła nad sobą twarz Tsutomu, który się w nią wpatrywał z pełnym satysfakcji uśmiechem. Miała ochotę zmazać mu ten uśmieszek z twarzy.
- Pięć, cztery, trzy...
Mężczyzna zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
- O czym ty gadasz?
- Dwa, jeden...
Od tej dziwnej substancji jej zmysły zaczęły szwankować, więc nie wiedziała, co się naprawdę stało. Czy naprawdę ziemia zatrzęsła się pod jej ciałem, czy usłyszała ten okropny huk, który jeszcze przez wiele godzin brzęczał w jej uszach? Czy wyczuła na policzkach żar, który zaczął powoli przypalać jej rzęsy? Czy wyobraziła sobie przerażenie na twarzach otaczających ją ludzi, którzy tak jak teraz ona, byli bezwzględnymi mordercami? Czy dostrzegła na twarzy Tsutomu przejęcie, z jakim wpatrywał się w niebo, w które wzbijały się płomienie? Czy widziała u niego strach, kiedy wziął szybko na ręce jej bezwładne ciało, uciekając przed ogniem, który zaczął pochłaniać las?
Tak, musiała sobie to wszystko wyobrazić. Na pewno wyobraziła sobie też przeraźliwe krzyki ludzi palonych żywcem, które jeszcze przez długi czas towarzyszyły jej we snach.
- Pożałujesz tego - wychrypiał brunet, manewrując z jej ciałem między drzewami. Dostrzegła kątem oka, że reszta jego towarzyszy biegnie u jego boku.
Z oczu zaczął wypływać jej strumień łez. Roniła je za każdą swoją nową ofiarę, która straciła życie, by pochować w płomieniach badania człowieka, w którego łapy teraz wpadła. 
Pozbawiła ich życia w tak okrutny sposób. Ich rodziny nie będą nawet w stanie zabrać ich ciał, gdyż pozostały z nich teraz jedynie pomieszane ze sobą prochy.
Siedziba Tsutomu stała się masowym grobem, a ona jego grabarzem.
Nie mogła znaleźć na to gorszego momentu. Endo będzie chciał się na niej zemścić. Zada jej wiele bólu, na który zasłużyła. 
Obiecała sobie, że nie będzie krzyczeć.


No dobra, piętnastka już jest. Teraz się dopiero zacznie. Jak myślicie, co się stanie w następnym rozdziale? :D
Wydaje mi się, że retrospekcje zajmą jeszcze ze trzy rozdziały, a potem przeniesiemy się ponownie do akcji właściwej, jednak niczego nie obiecuję. Nie wiadomo, jak mi się rozrośnie albo nie rozrośnie tekst. Zaczęłam też pisać rozdział o Akane. Oprócz tego planuję napisać też historię rodzeństwa Kurama. Keiji, Yumeha, Akane, Kazuo i Ryoichi są najważniejszymi w opowiadaniu drugoplanowymi postaciami, więc uważam, że powinnam ich w ten sposób uhonorować. :)
Pozdrawiam was ciepło, kochani. :P

1 komentarz:

  1. Matko boska, ile opiiiisów!
    Swoją drogą, masakra. Strasznie źle się skończyło. Aż zaczynam się bać O następną część. No i wyjasnilo się też czemu ten psychol się na niej mści. Zniszczyła mu wszystko co miał.
    Sakura na pewno wyjdzie z tego bez większego szwanku, to wiadome. Retrospekcje rządzą się swoimi prawami.
    A jednak interesuje mnie jak tego dokona. I kto jej w tym pomoże.

    Przepraszam Cię ze nie dawalam znakow życia. Wyprowadzilam sie za granice i coz, nie mam tutaj internetu. Nie mniej jednak czytam Twojego bloga na bieżąco. Jest przegenialny! Choć chętnie wrocilabym już do oryginalnych wydarzeń... brak mi romansów haha.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń

Layout by Shayen