czwartek, 1 sierpnia 2019

SZESNAŚCIE



Choćbyś wiecznie roniła łzy,
Nie przywrócisz dawnych dni,
Bo nad głową twą nieboskłonu toń
Mieni się barwą krwi.

Akatsuki (Ending Akatsuki no Yona - polska wersja)

- Obiecałem ci, Sakuro, że pożałujesz. Ja zawsze dotrzymuję słowa.
I tak właśnie rozpoczął się jej koszmar.
Tak, przyrzekała sobie, że nie będzie krzyczeć. Obiecała sobie, że nie da Tsutomu tej satysfakcji. Nie chciała wydać z siebie choćby najdrobniejszego odgłosu, który świadczyłby o odczuwanym przez nią cierpieniu.
Potem przypomniała sobie jego przechwałki. Jego ulubiony kat był szczególnie uzdolniony w swojej profesji, do której pasował nawet jego wygląd. Hayate był mężczyzną mocnej budowy, w dodatku bardzo umięśnionym, co pomagało przy zadawaniu długotrwałych męk. Co noc śniła jej się w koszmarach jego okrutnie wykrzywiona twarz i paskudny uśmiech, z którym patrzył na jej obnażone i powykrzywiane ciało. Często się zastanawiała, czy jego matka wiedziała, kim jej dziecko będzie w przyszłości, i wykazując się poczuciem humoru, nadała mu takie imię. A może to właśnie on, wbrew znaczeniu własnego imienia i wbrew matce, chciał pokazać, że wcale nie jest łagodny.
Absurd, jakim było jego imię i przedstawienie go jako kata, wywołał u niej śmiech, co bardzo nie spodobało się pokrytemu bliznami mężczyźnie. Uniósł wargi w parodii uśmiechu, więc dostrzegła jego szczerbaty zgryz. Później dowiedziała się od Tsutomu, że Hayate nienawidził śmiechu, gdyż ludzie często kpili z jego braku uzębienia. Nie miała sił wyjaśniać mu, co było powodem jej radości, gdyż już na samym początku postanowił pastwić się nad nią szczególnie. Szybko ją znienawidził, a ona jeszcze szybciej odwzajemniła to uczucie.
Zaprowadzono ją do pomieszczenia, w którym przez najbliższy czas miała przeżywać katusze. Zaniepokoił ją widok tych wszystkich maszyn, przeznaczonych do zadawania bólu, jednak sądziła, że jako ninja będzie w stanie je wytrzymać. Już nie raz została ranna w walce. Była silniejsza od zwykłych kobiet, gdyż szkolono ją od wczesnych lat. Jako dziecko wielokrotnie upadała, zdzierając sobie kolana i skręcając kostki. Jako uczennica w Akademii często obrywała kunai, gdyż nie była wystarczająco szybka, by uniknąć lecącego ostrza. Jako wychowanka Kakashiego i Tsunade pracowała bardzo ciężko, by wyzbyć się wszystkich swoich wad. Nie wiedziała, ile razy uszkodziła sobie kości w dłoni, bijąc nimi w skały. Nie wiedziała, ile razy wykonała ciosy, nim przełamała kamień na pół. Nie wiedziała, ile razy połamała swoim ciałem drzewa, kiedy nie uniknęła uderzenia Hokage. Nie wiedziała, ile razy złamała sobie kości.
Doprowadzono ją do łańcuchów przymocowanych do sufitu i podłogi na środku pomieszczenia. Wciąż nie mogła się opierać z powodu substancji, która nadal krążyła w jej żyłach. Przytrzymano ją, kiedy zakładano jej kajdany na ręce, na których zaczęła zwisać. Potem związano nimi także jej nogi. Przymknęła oczy i zwróciła głowę w górę, ku niebu, kiedy Hayate sięgnął po bat.
Początkowo tylko zaciskała usta, ale ból był tak silny, że zaczęła zbyt mocno zaciskać szczękę, krusząc przy tym zęby. Potem ugryzła się w język i jej usta zalała krew. Pluła nią, próbując trafić stojącego przed nią Tsutomu. W końcu jej plecy były tak poranione, że nie mogła powstrzymać się od stłumionych krzyków. Widziała w oczach bruneta satysfakcję. Uśmiechał się szeroko, patrząc na opadający bat.
Później zostawił ją samą z katem. Właśnie na to liczyła, gdyż poczuła, że powoli zaczyna odzyskiwać władzę nad własnym ciałem. Następnie wyczuła płynącą przez jej ciało chakrę. Trucizna traciła na sile. Czekała cierpliwie, licząc uderzenia. Odpłaci się za nie sto razy mocniej.
Wiedziała, że pierwszy dzień tortur zaczyna się kończyć, gdy dostrzegła dwóch strażników wchodzących do pomieszczenia. Jeden z nich miał w rękach klucze, z którymi ruszył w jej stronę. Drugi pozostał przy drzwiach, czekając na towarzysza. Sakura krzyknęła głośno, kiedy poczuła na plecach ostatnie, najsilniejsze uderzenie. Jej oprawca chciał się z nią solidnie pożegnać.
Mężczyzna przed nią skrzywił się, patrząc na Hayate. Kiwnął mu głową, więc domyśliła się, że kazał się mu odsunąć. Blondyn schylił się i uwolnił kluczem kajdany na jej nogach. Potem wstał i złapał ją za ramię, podtrzymując jej ciało, kiedy drugą sięgnął do kajdan na rękach.
Kiedy opadły, natychmiast rzuciła się do tyłu, wyrywając się trzymającemu ją mężczyźnie. Usłyszała ostrzegawczy krzyk szatyna stojącego przy drzwiach, ale zignorowała ich obu, za cel obierając swojego kata. Wymierzyła cios jeszcze w momencie, w którym się obracała. Zdążyła przypatrzeć się wcześniej Hayate, więc wiedziała, na jakiej wysokości znajduje się jego twarz.
Skumulowała chakrę w pięści i walnęła nią bardzo mocno prosto w jego szczękę. W tym samym momencie poczuła silne uderzenie w głowę. Jęknęła głośno, czując okropny ból czaszki. Upadając, dostrzegła, że Hayate przywalił plecami w ścianę dwadzieścia metrów dalej tak mocno, że zrobił w niej wielkie wgłębienie. Zauważyła, że strażnik trzymał w dłoniach zakrwawioną pałkę, którą najprawdopodobniej została uderzona. Straciła przytomność, czując mdłości i piekielny ból głowy.
Zupełnie nie żałowała tego, co zrobiła. Wszystkie rany, które chwilę później zadali kopiący jej nieprzytomne ciało strażnicy, były tego warte. Każda połamana przez nich kość przypominała jej o odgłosie łamanej szczęki i pełnym bólu wrzasku Hayate.

****

Obudziła się, wyczuwając udrękę na całym ciele. Leżała na brzuchu w swojej nowej celi. Wyczuwała, że ktoś w pomieszczeniu używa chakry. Szybko się domyśliła, że ta osoba leczy jej plecy. Jęknęła cicho, dając medykowi znać o tym, że odzyskała przytomność. Spróbowała unieść ciało, ale poczuła na ramieniu dłoń, która przytrzymała ją w miejscu.
- Leż, dziewczyno. Muszę wyleczyć twoje plecy. Tsutomu nie chce, byś się wykrwawiła.
Sakura usłyszała męski głos. Sądząc po jego brzmieniu, należał do starszego mężczyzny. Położyła się posłusznie, przekręcając głowę, i próbując dojrzeć jego twarz.
- Jasne. Nie możemy pozwolić, bym umarła. Jak potem będzie mnie torturował? - mruknęła ironicznie.
Chwilę czekała na reakcję starca, jednak się jej nie doczekała. Westchnęła i zaraz tego pożałowała. Jej klatkę piersiową przeciął ostry ból, więc głośno stęknęła. Postanowiła spokojnie leżeć. Przynajmniej przez chwilę.
- To może mi pan powie, co tam u Hayate?
Mężczyzna warknął, co mocno ją zdziwiło. Poczuła, że przestał ją leczyć. Niezaleczone rany od razu zaczęły krwawić i szczypać. Zacisnęła zęby, niezadowolona.
- Co u niego? Sama powinnaś to doskonale wiedzieć. Ta wasza dzika siła. Wystarczy odpowiednie uderzenie twoje lub Piątej Hokage i człowiek może pożegnać się z życiem. Medyk nie powinien taki być. My ratujemy życia, a nie je odbieramy.
Zignorowała jego pretensje i skupiła się na pierwszej części jego wypowiedzi.
- Czyli nie żyje? - Mężczyzna warknął ponownie, słysząc jej podekscytowanie i nadzieję w głosie.
- Chciałabyś tego, prawda? Jednak ci się nie udało, bo żyje. Zniszczyłaś mu twarz, ale żyje. Przez ten cios zapadła mu się jedna strona twarzy. Połamałaś mu szczękę. Prawdopodobnie nawet najlepszy medyk nie będzie umiał doprowadzić jego twarzy do poprzedniego stanu. Oszpeciłaś go na zawsze.
Gdyby te słowa dotyczyły innej osoby, na pewno by się tym przejęła. Próbowałaby naprawić szkody, które sama wyrządziła. Jednak zaatakowała osobę, która z radością ją krzywdziła. Gdyby Hayate wykonywał jedynie swoją pracę, nie znienawidziłaby go. On jednak czerpał z tortur ogromną satysfakcję i cieszył się, kiedy krzyczała z bólu. Był sadystą. Widziała też, że bijąc ją, odczuwał podniecenie. Wzdrygnęła się na samo wspomnienie jego ekstazy na twarzy, co źle zinterpretował medyk.
- Dokładnie tak. To twoja wina. Widzę, że jesteś tego świadoma.
Przez chwilę leżała w szoku, nie ruszając się. Nie mogła uwierzyć w jego słowa. Oskarżał ją o oszpecenie Hayate. Nagle poczuła niepohamowaną wściekłość. Gdyby nie jej zmasakrowane ciało, wstałaby i przywaliła mężczyźnie.
- Jesteś głupi czy ślepy? Widzisz chyba, jak wyglądają moje plecy? Ja ich nie jestem w stanie zobaczyć, ale wiem, że są to rany, po których z pewnością zostaną blizny. On mnie torturuje, a ja mam siedzieć cicho i nie protestować, jeżeli mam taką możliwość? - warknęła ze złością. Uniosła rękę i odepchnęła medyka, który wylądował metr dalej. Spróbowała skupić chakrę i sama wyleczyć swoje rany, jednak nie wyczuła w swoim ciele nawet odrobiny potrzebnej energii. Wciągnęła powietrze ze zrezygnowaniem.
- Już nie będziesz miała takiej możliwości. Pan Tsutomu upewnił się, że będziesz przyjmowała truciznę każdego dnia. Wtedy popełnił błąd, podając ci za małą dawkę. Nie wziął pod uwagę, że sama jesteś lekarzem i możesz być bardziej odporna na różne substancje. A teraz połóż się grzecznie, bo muszę cię wyleczyć. Nie chcę przebywać z tobą dłużej, niż to konieczne.
Tym razem nie protestowała, gdyż wyczuła drętwienie kończyn, wskazujące na to, że mikstura zaczęła działać. Zrzuciła winę za swoją bezczynność na działanie trucizny, nie chcąc przyznać się do tego, że nie miała siły protestować. Przeżyła dopiero jeden dzień tortur, a była gotowa się poddać. Poczuła pod powiekami łzy. Szybko przycisnęła twarz do zimnej podłogi. Nie chciała dopuścić do tego, by ktokolwiek z nich dostrzegł jej wyraz słabości. Leżała spokojnie, udając że położyła czoło na ziemi, by poczuć na nim odprężający jej ciało chłód, podczas gdy tak naprawdę walczyła z nadchodzącymi łzami.

****

Przez najbliższe dni nie działo się nic szczególnego. Torturowano ją, jednak nie z takim zapałem, jakim robiłby to Hayate, który dochodził do siebie po tym, jak potraktowała go swoją pięścią pierwszego dnia. Strażnicy wymieniali się po kolei, żaden z nich nie chciał pozostawać jej katem dłużej, niż wymagał tego od nich Tsutomu. Widziała na ich twarzach niechęć, kiedy ją bili. Każdemu z nich patrzyła uparcie w oczy. Chciała, by czuli się źle z tym, co jej robili. Niektórzy byli w takim wieku, że z pewnością mogli mieć dzieci w jej wieku. Była ciekawa, czy zadając jej ból, wyobrażali sobie swoje córki.
Jeden z nich szczególnie zwrócił jej uwagę. Uderzał jej pogruchotane ciało tak delikatnie, że prawie ją to wzruszyło. Niewiele brakowało by się zaśmiała, widząc trwogę na jego twarzy. Zauważyła, że ostatnio ciągle było jej do śmiechu. Szybko doszła do wniosku, że z jej psychiką nie było dobrze. Wiedziała, że nie było w tym nic dziwnego. Torturowany człowiek odzierany był ze wszystkiego. Nie tylko ze skóry, ale także z poczucia godności i bezpieczeństwa.
Jak miała zachować godność, kiedy robiła pod siebie? Nie mogła wstać, więc nie mogła także podejść do wiadra na ekskrementy. Załatwiała się tam, gdzie rzucono jej ciało. Jeśli leżała w swoich odchodach wystarczająco długo, mogła potem przesunąć się, kiedy trucizna znikała z jej ciała. Nie podawali jej już tak często, jak wcześniej. Nie było w tym sensu, bo nie mogła nawet unieść ręki. Teraz nie stanowiła dla nich żadnego zagrożenia.
Starszy mężczyzna, który był jej medykiem, pojawiał się u niej każdego wieczoru. Leczył tylko te rany, które bezpośrednio zagrażały jej życiu. Resztę pomijał, bo miały jej sprawiać ból. Ani razu się do niego nie odezwała, jedynie patrzyła otępiała w ścianę. Czasami wydawało jej się, że patrzy na nią z poczuciem winy, ale kiedy tylko mrugnęła, jego twarz znowu stawała się nieprzenikniona. Zrzuciła za to winę na omamy, które zaczęły pojawiać się przed jej oczami.
Początkowo nie była ich świadoma. Z radością przywitała swoich dawnych przyjaciół, Drużynę Siódmą, a także obecnych towarzyszy. Widziała zawód na twarzy Keijiego, który kręcił jedynie głową, wyśmiewającących ją z kpiną Akane i Sasuke, smutnych Naruto i Toru, który przytrzymywał krzyczącą i szarpiącą się w jej stronę Yumehę. Mistrz Takuma opadł przy niej na kolana, a chwilę później uczynili to także jej pozostali nauczyciele. Tsunade z troską zaczęła obejmować jej zranioną głowę, dotykając poszczególnych miejsc, badając obrażenia jej mózgu. Sakura widziała jedynie jej poruszające się usta, kiedy mówiła coś do klęczącego obok zielarza, który kiwał głową z powagą na twarzy. Uśmiechnęła się wesoło, widząc zagubienie w oczach Kakashiego, który nie miał pojęcia, o czym mówią dwaj medycy. Nie wiedziała w jaki sposób Tsunade to zrobiła, jednak dziewczyna w końcu zaczęła słyszeć wszystkie odgłosy.
- Trzymaj się, Sakura!
- Uratujemy cię!
- Wytrzymaj jeszcze trochę!
- Zabiję tego popaprańca!
- Szukamy cię, Sakuro.
Przez ten zgiełk wrzeszczących ludzi ledwo wyłapała słowa zaniepokojonej mentorki.
- Musiała zostać mocno uderzona w głowę. Ma uszkodzony mózg. Nie dziwię się, że nas widzi.
Sakura wolała nie wiedzieć, że z jej mózgu pozostała jedna wielka papka. Faktycznie wyczuwała ogromny ból głowy, ale przez brak zdolności panowania nad chakrą nie mogła sprawdzić swojego stanu. Teraz wiedziała, dlaczego reagowała na wszystko z takim otępieniem i dlaczego zdarzały jej się niezrozumiałe odpływy świadomości. Wiedziała, że to uszkodzenie musiało powstać po tym, jak połamała szczękę Hayate, gdy zdenerwowany strażnik uderzył ją pałką w głowę. Medyk uleczył jedynie ranę, nie zagłębiając się w jej czaszkę.
Nie miała najmniejszego zamiaru mówić nikomu o swojej przypadłości. Zwidy stały się dla niej jedynym źródłem pocieszenia. Przyjaciele przychodzili do niej na zmianę, rozmawiając z nią i wspominając dawne czasy. Największą radość sprawiały jej wizyty Toru. Chłopak potrafił tak pokierować rozmowę, że zupełnie zapominała o tym, gdzie się znajduje i co czeka ją następnego dnia. Oboje snuli plany o tym co będzie, kiedy już ją uwolnią.
Największy smutek sprawiały jej odwiedziny Naruto, Sasuke, Kakashiego i Tsunade. Mentorka niewiele mówiła, zazwyczaj tylko na nią patrzyła z zamyśleniem na twarzy. Czasami widywała w jej oczach łzy, jednak to także zrzucała na swój stan. Skoro miała omamy, to dlaczego nie mogła mieć omamów w omamach?
Naruto skakał wokół niej, nieustannie pytając, dlaczego odeszła. Wyjaśniała mu spokojnie raz za razem, mówiąc jak do dziecka, a on za chwilę ponownie ją o to pytał. Lubił wspominać ich wspólne misje, opowiadał jej o swoich postępach w treningu. Ciągle marzył o tym, że ona oraz Sasuke wrócą do wioski, i ponownie stworzą w czwórkę Drużynę Siódmą. Sakura wyganiała go ze swojej głowy zawsze po tym, kiedy próbował zaprosić ją na ramen. Nie chciała, by widział jej pełne smutku łzy.
Sasuke nic nigdy do niej nie powiedział. Obserował jedynie jej wysiłki, gdy próbowała unikać jego bacznego spojrzenia. Nie chciała, by mężczyzna którego kochała widział ją w takim stanie. Był tego świadomy, więc szybko zostawiał ją samą. Rzadko do niej zaglądał.
Podobnie czuła się z Kakashim. On jednak z nią rozmawiał, chociaż niewiele. Jego uważny wzrok sprawiał, że nie czuła się pewnie. Przyglądał się każdemu siniakowi na jej ciele, każdemu skaleczeniu, nie bacząc na to, że niektóre z nich znajdowały się w miejscach, na które nie powinien patrzeć sensei. Trochę ją to krępowało, jednak wiedziała, dlaczego szarowłosy to robi.
Keiji i mistrz Takuma na zmianę robili jej okłady z ziół, które eliminowały ból i opuchliznę. Czyniły tak jednak na krótko, gdyż w momencie, w którym wracała jej świadomość, wracał także cały ból, który odczuwało jej zmaltretowane ciało. Znikały przynoszące ulgę opatrunki. Mimo to za każdym razem im za nie dziękowała, nie mówiąc o tym, że ich wysiłek jest bezsensowny.
Akane i Yumeha przychodziły zawsze razem, a Sakura podejrzewała, że obie boją się jej widoku. Blondynka nigdy by się do tego nie przyznała, więc to zapewne brunetka, znając swoją przyjaciółkę, zaproponowała jej wspólne wizyty. W czasie każdej z nich Akane wrzeszczała i rzucała się jak ryba wyciągnięta z wody. Groziła każdemu, kto chciałby tknąć różowowłosą i zrobić jej krzywdę. Sakura uprzejmie kiwała głową i za każdym razem twierdziła, że groźby blondynki odnoszą skutek, dzięki czemu kolejnego dnia zrezygnowano z tortur. Yumeha w tym czasie siedziała przy leżącej dziewczynie, masując jej obolałe ciało. W jakiś sposób wiedziała, których miejsc nie dotykać, bo sprawiały one różowowłosej największy ból. Sakura po ich wizycie zawsze czuła się pokrzepiona na sercu. Pełne wściekłości krzyki Akane powodowały, że kolejnego dnia z większym zapałem poddawała się torturom. Nie dawała się złamać.
Mimo tego wiedziała, że Hayate kiedyś powróci. Bała się tego momentu tak bardzo, jak niczego wcześniej nie bała się w swoim życiu.

****

Tego dnia obudziła się z wielkimi obawami. Miała złe przeczucia. Minęły dwa tygodnie od momentu, w którym ostatni raz widziała znienawidzonego kata i dopiero teraz intuicja zaczęła do niej krzyczeć. W nocy był u niej Toru, który zachowywał się jak nie on. Ściskał ją mocno, ignorując jej protesty, aż w końcu zaczął cicho szlochać. Zdrętwiała wtedy i do samego końca milczała, pozwalając mu na wszystko. Pierwszy raz widziała, by płakał i właśnie to tak ją przeraziło. Nie to, że za chwilę miał nadejść kolejny dzień tortur. Nie to, że miała złe przeczucia. To jego strach i łzy tak ją przeraziły. Dowiedziała się, dlaczego to zrobił, kiedy spojrzała na twarz strażnika, który miał ją zanieść na salę. Jeśli u niego także widziała strach, to mogło to oznaczać tylko jedno.
Hayate wrócił.
Blondyn podszedł i uniósł jej ciało bardzo delikatnie. On także był świadomy tego, co miało ją teraz czekać. Współczuł jej, więc robił wszystko tak, by nie odczuwała niepotrzebnego bólu. Przymknęła oczy, przywołując wspomnienie swoich przyjaciół. Miała nadzieję, że chociaż to pozwoli jej zachować siłę i życie.
Nie uchyliła powiek, kiedy weszli na salę. Nie zrobiła tego, kiedy odezwał się jej kat, każący położyć ją na ziemi. Wciąż miała zamknięte oczy, kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi, oznaczający fakt, że pozostała z nim sam na sam. Zaciskała je nadal, kiedy kucnął przy niej i dotknął jej twarzy. Uchyliła je, kiedy spoliczkował ją tak mocno, że uderzyła głową w ziemię. Zadzwoniło jej w uszach, a z pękniętej wargi wyleciała strużka krwi.
- Nie chcesz na mnie spojrzeć? Taki jestem brzydki? - ryknął wściekle. Ledwie go zrozumiała. Słowa przypominały bulgot i była pewna, że jest temu winna zniekształcona przez nią szczęka. - Zaraz sprawię, że twoja śliczna buzia już nie będzie taka śliczna.
Zaczął ją kopać i bić z całej swojej siły. Ryczał nad jej ciałem, katując ją z rozkoszą. Zalewała się krwią i łzami, które płynęły niepowstrzymywanym nurtem. Próbowała zrobić cokolwiek, co mogło przerwać znęcanie się nad nią. Usiłowała wyciągnąć rękę, by zasłonić głowę przed uderzeniami, jednak nie była nią w stanie poruszyć. Powodem nie była jedynie sama trucizna, ale także to, że kolejne razy jeszcze bardziej pogruchotały jej kości. Powoli zaczęło jej się robić słabo. Widziała mroczki przed oczami, była świadoma tego, że umierała. Zaczęła odpływać. Wtedy poczuła kopnięcie w głowę, które sprawiło, że zanurzyła się w ciemności.
Wylądowała w wodzie, zanurzona w niej aż po szyję. Wciąż czuła okropny ból całego ciała. Ciemność znajdująca się pod nią wołała ją i kusiła, obiecując jej wytchnienie i spokój. Jasność natomiast krzyczała, by wracała tam, skąd przyszła. A ona nie chciała wracać.
Zaczęła płynąć w dół, jednak coś nieustannie próbowało wypychać ją na powierzchnię, gdzie dostrzegała nieśmiało wychylające się światło. Jej wola jednak zwyciężała. W końcu nie musiała walczyć, nie musiała kopać nogami w wodę, bo jej ciało swobodnie opadało na dno. W głębinach odczuwała ulgę i spokój. Chciała dać się porwać ciemności, ale kiedy tylko znalazła się centymetry od dna, coś zaczęło ciągnąć ją z powrotem w górę, ku bólowi i cierpieniu. Odkręciła się ku dnu ze złością, że coś chciało jej przerwać. a wtedy zalała ją fala smutku.
Tuż pod nią znajdowały się obrazy ukazujące jej przyjaciół, którzy nie mieli najmniejszego zamiaru pozwolić jej spaść w otchłań. Podpłynęli do niej, ciągnęli ją za ubrania, za włosy, za wszystko, czego się dało złapać i powoli kierowali ją w stronę tafli wody. Próbowała im się wyrywać. Biła ich i kopała, szarpała się w ich uścisku. Byli jednak niewzruszeni. Rozpłakała się głośno, zupełnie jak dziecko, które nie dostało swojego upragnionego lizaka. Chciała zapaść się w przepaści, gdzie przestałaby w końcu czuć. Nie chciała wracać na górę, do kata.
Dlaczego nie mogli dać jej spokoju? Czy nie nacierpiała się wystarczająco? Nie było w jej ciele kości, która nie zostałaby złamana chociaż raz. Z jej pleców zostały szczątki, które co wieczór zbierał w kupę medyk. Jeśli tak miało wyglądać teraz jej życie, to po co było jej to życie?
W jej głowie odezwał się kojący, kobiecy głos, należący do Tsunade. Z każdym kolejnym słowem się zmieniał. Niektórych osób nie rozpoznawała, jednak część należała do jej przyjaciół.
To nie jest twój czas. On jeszcze nie nadszedł, dziecko. Musisz przeżyć, bo tylko ty jesteś w stanie zmienić przyszłość. Teraźniejszość zada ci wiele bólu, ale przyszłość jest tego warta. Poznasz miłość i przynajmniej przez jakiś czas będziesz szczęśliwa. Jeśli teraz się poddasz, ten mężczyzna zniszczy wiele istnień. Jego zemsta nie postanie tylko na jednym kraju. Owładnie nim żądza krwi i władzy. Tysiące stracą życie, bo ty się poddałaś.
Stanęli przed nią ludzie, a choć ich nie znała, wiedziała kim są. Podświadomość podpowiadała jej, że miały to być ofiary Tsutomu, w momencie gdy ona zawiedzie. Wszyscy patrzyli na nią ponuro, w milczeniu. Widziała na ich twarzach żal, że im nie pomogła. Ich widok poruszył w niej poczucie winy, a nie była przecież odpowiedzialna za ich stan. Ona sama umierała, a winnym był tylko Fuse. Sakura kręciła głową, widząc ilość stojących przed nią osób. Były ich tysiące. Do tej pory nie była świadoma, że jej podejrzenia dotyczące poszerzenia pola działania przez Tsutomu, są prawdą. Teraz miała dowód. Kraj Błyskawic nie miał tylu mieszkańców.
Tak bardzo nie chciała tam wracać, że aż ściskało ją w płucach. Podejrzewała, co czeka ją na górze. Wzrok Hayate i emocje, z jakimi ją torturował, doskonale ją o tym uświadomiły. Nigdy w życiu się tak niczego nie bała. Zaczęła się niekontrolowanie trząść, z trudem chwytała powietrze. Oczy zaczęły jej łzawić, a w gardle dusiła ją kwaśna żółć.
Z tęsknotą spojrzała na dno, gdzie czekała ją bezbolesna śmierć. Nie była jednak tchórzem.  Nie mogła teraz zapomnieć o naukach, które pobierała całe swoje życie. Szybko odwróciła głowę, nie chcąc kusić się tamtym widokiem. Jeśli liczyli na nią ludzie, jej rozpacz będzie musiała poczekać. Na razie będzie musiała wziąć się w garść i przeżyć to, co czekało ją na górze. Poczuła na swoich plecach czyjeś dłonie, które pomagały jej wypłynąć na powierzchnię. Tym razem się nie szarpała.
Wyciągnęła dłoń i przecięła nią taflę. Natychmiast poczuła falę bólu, która sprawiła, że zakrztusiła się wodą. W jednym momencie została sama. Zniknęły wszystkie dłonie, które ją podtrzymywały. Przestraszyła się, bo nie miała siły na to, by sama dotrzeć do końca. Kolejny raz wpadła w panikę, nieświadoma tego, że nie nie mieli zamiaru zostawiać jej samej.
Wtedy poczuła na ramionach czyjś pewny dotyk. Zrobiło jej się przyjemnie i ciepło, kiedy nieznajomy objął ją delikatnie w talii, jakby silniejszy dotyk miał sprawić, że rozleci się na kawałki. Kątem oka dostrzegła czarne kosmyki jego włosów, które rozwiewały prądy. Podświadomie wiedziała, że mężczyzna, którą ją obejmuje jest tym, o którym mówiły głosy. Wtedy myślała, że chodzi im o Sasuke, jednak była w błędzie. Najwidoczniej w przyszłości miała spotkać człowieka, którego pokocha jeszcze bardziej. Jedyną na to szansą miało być życie. Jeśli zrezygnuje, nigdy nie pozna smaku prawdziwej miłości..
Uścisnęła jego dłoń, próbując dodać sobie otuchy. Mężczyzna odwzajemnił uścisk. Poczuła na szyi jego ciepły oddech. Drugą ręką powoli zaczął gładzić ją po boku.
- Kiedyś się spotkamy, ale teraz musisz być silna. Przepraszam.
Jego głos wypełniał taki żal, że aż się wzdrygnęła. Pchnął ją w górę, a ona krzyknęła, kiedy jej twarz znalazła się nad wodą. Nie wróciła jeszcze do swojego ciała, przerażona tym, co widzi. Jeśli kałuża krwi, która znajdowała się pod jej ciałem należała do niej, to musiało być z nią naprawdę źle. Wysiłki tych wszystkich ludzi, by sprowadzić ją z powrotem prawdopodobnie będą na nic. Za chwilę się wykrwawi. Wtedy dostrzegła, że Hayate dotyka rękami sprzączki od swojego paska. Widok jego opadających na kostki spodni zmroził ją do głębi.
Nie chciała tego, jednak powróciła do swojego ciała, kiedy kucnął między jej nogami. Nie panowała jeszcze nad swoim ciałem, więc zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć i wołać o pomoc, mając nadzieję, że strażnicy nie posiadają serc z kamienia. Mężczyzna pochylił się nad nią i zatkał jej usta swoją brudną, spoconą łapą. Próbowała walczyć, a nie widząc innego wyjścia, w końcu ugryzła go z całej siły.
Ryknął z bólu i uderzył ją mocno w twarz drugą ręką. Usłyszała trzask łamanego nosa, a był to koszmarny odgłos przyprawiający o mdłości. Poczuła niewyobrażalny ból, na którym nie potrafiła nie skupić całej swojej uwagi. Znowu prawie zemdlała, jednak to, co trzymała teraz w ustach, trochę ją otrzeźwiło. Wypluła mu gniewnie w twarz jego odgryziony palec, który trafił go w oko. Zachłysnęła się jego krwią i wyszczerzyła wściekle pokryte szkarłatem zęby. Znowu zaczęła krzyczeć.
Jej krzyki nie zrobiły na nim wrażenia. Zignorował kikut i pochylił się nad nią błogo. Poczuła przeraźliwy ból w podbrzuszu, usłyszała pełne satysfakcji stęknięcie, kiedy wdarł się w jej ciało przemocą. Zaczęła zawodzić, kiedy wyczuła, jak się w niej porusza. Opadł na nią ciężko, wchodząc w nią jeszcze głębiej. W końcu jedno z pełnych wściekłości pchnięć zostało przerwane. Strażnicy musieli usłyszeć jej krzyki, gdyż teraz jeden z nich okładał pięściami Hayate, siedząc na nim, a drugi patrzył na jej zakatowane ciało z przerażenie. Wbiła nieprzytomne spojrzenie w sufit. Znowu zaczęła tracić świadomość.
- Kurwa, nie miałeś jej zabijać! Jesteś pierdolonym ścierwem!
- Trzeba szybko wezwać do niej medyka.
- Już to zrobiłem. Kazałem przyjść kilku.
- Idę do Tsutomu. Musi się dowiedzieć, że ją zgwałcił i prawie zakatował.
Zadrżała, kiedy wyczuła na sobie dotyk. Nawet leczenie chakrą, które zawsze dawało jej ulgę, teraz nie dało jej żadnego ukojenia. Miała ochotę odepchnąć dotykające jej ciała dłonie, jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Gdyby teraz umarła, w przyszłości nie wyrwałaby serca Hayate z jego piersi. Nie może umrzeć, póki on chodzi po tym świecie. Musi się zemścić za to, co jej zrobił. Leżała spokojnie, myśląc o różnych rodzajach śmierci, które może mu zadać, kiedy usłyszała nad sobą głośne wciągnięcie powietrza. Stał nad nią Tsutomu, który z szokiem na twarzy spoglądał na jej ciało. Znowu przeszły ją ciarki, jednak je zignorowała. Obserwowali się w milczeniu, oceniając nawzajem. Ciszę postanowiła przerwać dziewczyna.
- Czego ty, kurwa, ode mnie chcesz? - zapytała ochrypłym od krzyków głosem.
Mimo braku jakiejkolwiek siły sprawiała wrażenie, jakby mogła wstać w każdym momencie i zniszczyć ich wszystkich w jednej chwili. Patrzyła mu tak twardo w oczy, że aż się wzdrygnął. Nie ośmielił się odwrócić od jej hardego spojrzenia wzroku. Znajdowały się w nim niebezpieczne i intrygujące iskry. Tsutomu z uwagą przyglądał się jej mimice i szybko doszedł do pewnego wniosku.
Nie tak zachowywała się dziewczyna, która przed chwilą została pohańbiona. Jej oczy płonęły. Groziły mu, że dziewczyna spopieli ich wszystkich. Bił od nich taki żar, że zatoczył się do tyłu. Nigdy się później nie przyznał, że zwyczajnie jej się wtedy wystraszył. Małej dziewczynki, rozwalonej na ziemi brudnej od jej krwi, wylewającej się z setek ran na jej ciele. Małej dziewczynki, nagiej i obnażonej przed wzrokiem dziesiątki mężczyzn, która kilka minut temu przeżyła najgorszą rzecz, jaka mogła spotkać kobietę.
Małej dziewczynki, której wzrok zapowiadał mu długą i bolesną śmierć.
Otrząsnął się, kiedy zauważył, że jego ludzie w milczeniu czekają na jego długo wyczekiwaną odpowiedź. Odetchnął głęboko, odwracając wzrok od jej pokaleczonego ciała. Złapał się za grzbiet nosa, uciskając go w zamyśleniu. Trudno mu było teraz myśleć, gdyż wciąż miał przed twarzą wyraz jej oczu.
- Na początku moim zamiarem było przeciągnięcie cię na moją stroną, ale po tym, co zrobiłaś uznałem, że zdecydowanie bardziej wolę sprawić, byś się złamała. Chciałem widzieć, jak błagasz mnie o śmierć.
Nie zdołał wypowiedzieć niczego więcej, bo przerwał mu jej chichot.
Chichot.
Dziewczyna zanosiła się śmiechem, nie zważając na zaskoczone spojrzenia otaczających ją ludzi. Złapała się za brzuch, ignorując ból, który sobie tym spowodowała. Śmiała się tak radośnie, że na jej widok prawie stanęło mu serce. W końcu się jednak uspokoiła i wbiła ogniste spojrzenie w sufit. Odezwała się cicho, ale wyraźnie. Wszyscy w pomieszczeniu wstrzymali oddech, by nie zagłuszyć jej słów.
- Płonie we mnie Wola Ognia. Przepełnia mnie swoją siłą i nadzieją, a wam ukazuje się tak jasna, że możecie od niej oślepnąć. Nie oczekuję nawet, że możecie być w stanie zrozumieć, o czym mówię. Nie jesteście godni, by wiedzieć.
Na chwilę zamilkła, posyłając każdemu z nich długie spojrzenie. Jedynie jej medyk nie odwrócił wzroku, co skwitowała skinieniem głowy. Przeniosła spojrzenie na Tsutomu. Jej pełne żaru oczy zapadły mu w pamięć do końca życia. Tym razem odezwała się jedynie do niego.
- Kiedy słońce wzejdzie na zachodzie i zajdzie na wschodzie, kiedy wyschną morza i pustynie zostaną zalane wodą, a wiatr będzie przenosił góry jak liście. Wtedy mnie złamiesz i tylko wtedy. I chcę żebyś pamiętał: Tam, gdzie wirują liście, łatwo o ogień.
 Wiedział doskonale, co miała na myśli. Odkręcił się na pięcie i szybko wyszedł.


Nie wiem, co myśleć o tym rozdziale, ale chyba u mnie tak zawsze jest, więc nie ma się co dziwić. Trochę ciężko mi się go pisało, bo i sam jego charakter jest ciężki. Mam nadzieję, że wzbudził w was jakiekolwiek emocje, bez znaczenia, czy pozytywne czy negatywne.
Może ktoś to pamięta, może nie, ale w razie potrzeby służę pomocą - w rozdziale ósmym Sakura odbyła z Kakashim rozmowę na temat Woli Ognia, po której to opowiedziała mu o wszystkim, co ją spotkało. Teraz chyba możecie zrozumieć jej reakcje z ich rozmowy. 

1 komentarz:

  1. O mój Boże. To było niesamowite.

    Muszę przyznać, Że początkowo te całe retrospekcje niezbyt przypadły mi do gustu - to znaczy, wolałabym żeby akcja terazniejsza szła dalej, a nie stała w miejscu. Teraz jednak jestem dosłownie wbita w fotel.
    Motyw wizji był tak kosmiczny,że nieraz uśmiechnęłam się pod nosem.
    Świetnie to wymyśliłaś.

    Tortury torturami, choć nie przemyslalam że poświęcisz im cały rozdział. Zakładałam że szybko ją uratują, czy coś w tym rodzaju.

    Jednocześnie dobrze że pod sam koniec wytlumaczylas, że w końcu dowiadujemy się o czym Sakura rozmawiała z Kakashim. Już zdążyłam O tym zapomnieć, tak odległe to bylo.
    Uhh... mam nadzieję że szybko ją stamtąd wyciągną.
    Czekam na następny rozdział!!
    Buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń

Layout by Shayen